Za zarządzanie dziewięcioma prywatnymi hostelami dla uchodźców, które znajdują się w Berlinie odpowiedzialna była do tej pory firma Pewob. Z danych niemieckich służb wynika, że mieszka w nich około 3000 uchodźców. Kilka dni temu niemiecki dziennik „Bild” opublikował prywatne maile pracowników Pewob, w których jeden z pracowników na pytanie o wykorzystanie dotacji w wysokości 5 tysięcy euro, zażartował, że „za taką kwotę można kupić gilotynę dla dzieci”. Kilka godzin później inny pracownik stwierdził, że „uchodźcy zamienią piaskownicę w popielniczkę”.
„To haniebny i niewybaczalny czyn”
Zdaniem rzecznika firmy zajmujących się prowadzeniem hosteli dla migrantów, upublicznianie maile, które wymieniali
między sobą pracownicy jest naruszeniem prywatności i nie powinno mieć miejsca w demokratycznym kraju.
Z kolei brytyjski „Independent” przytoczył wypowiedzi wolontariuszy zajmujących się pomaganiem uchodźcom, którzy skarżyli się
na bardzo złe warunki w hostelach sieci Pewob. Senator CDU Mario Czaja, zajmujący się problemami społecznymi w Berlinie, nazwał wymianę maili między pracownikami „haniebnym i niewybaczalnym czynem”. – Dalsza współpraca miasta z tą firmą jest po prostu niemożliwa. Nie możemy pozwolić na tego typu zachowania, to złamanie standardów – tłumaczył polityk. Firma Pewob zapowiedziała odwołanie od decyzji władz Berlina.
Czytaj też:
Merkel przywołuje niemieckie koncerny do porządku. Chce, by zatrudniały uchodźców