– Dobrze się bawiliśmy, nagle wszyscy zaczęli uciekać. Mój mąż powiedział: „Nie bój się”, po czym przewrócił się na mnie. Ludzie po mnie przebiegali – mówiła w rozmowie z Haber 7 Sinem Uyanik, która w chwili ataku przebywała w klubie. – Wtedy zemdlałam. Gdy odzyskałam przytomność mój mąż był cały we krwi. Ludzie byli zbroczeni krwią – podkreśliła, po czym dodała, że aby wydostać się z klubu musiała wydostać się spod kilku ciał oraz rannych osób. Mąż kobiety został przewieziony do szpitala.
Nie widziałem kto strzelał, ale gdy padły pierwsze wystrzały ludzie zaczęli uciekać. Policja zjawiła się szybko – napisał na Twitterze Sefa Boydas, turecki piłkarz, który w chwili ataku przebywał w klubie. Jak dodał, jego dziewczyna miała na nogach buty na wysokim obcasie, wobec czego musiał ją wynieść na plecach, by stało się to szybciej.
Do zamachu na klub Reina w dzielnicy Ortakoy doszło około godziny 1:15 1 stycznia 2017 roku. Zginęło w nim 39 osób, a 69 zostało rannych. Przynajmniej 16 zabitych to obcokrajowcy. Ataku dokonał prawdopodobnie jeden napastnik uzbrojony w długą broń oraz przebrany w strój świętego Mikołaja.
.Czytaj też:
Sylwestrowy zamach w Stambule - 39 zabitych, 69 rannych