Za 30 złotych udawali Polaków. Kolejna prowokacja na Ukrainie, SBU oskarża Rosję

Za 30 złotych udawali Polaków. Kolejna prowokacja na Ukrainie, SBU oskarża Rosję

Demonstracja we wsi Grzęda
Demonstracja we wsi GrzędaŹródło:VK/Varta1
W środę około 150 osób uczestniczyło w blokadzie trasy między Lwowem, a przejściem w Rawie Ruskiej. Szef SBU Ukrainy obwodu lwowskiego Wiktor Andrejczuk określa wydarzenia w miejscowości Grzęda mianem prowokacji i oskarża rosyjskie służby specjalne.

„Stop ludobójstwu Polaków”, „Polacy chcą pokoju”, „Ręce precz od zabytków”, „To też jest nasza ziemia”, „Wołyń w sercach” – miedzy innymi takie transparenty w języku polskim mieli ze sobą demonstranci, którzy zablokowali drogę dojazdową do Rawy Ruskiej między godziną 10 a 11 w środę 29 marca.

Przybyła na miejsce ukraińska policja ustaliła, że uczestnikom manifestacji zapłacono po 50-100 hrywien za udział w zgromadzeniu (w informacji SBU podano, że było to 200 hrywien, czyli około 30 złotych – red.). Mimo że jego uczestnicy twierdzili, że są przedstawicielami mniejszości polskiej na Ukrainie, nie posługiwali się językiem polskim. – Wśród protestujących byli uczniowie w wieku 13-14 lat, a także nasi "klienci", uzależnieni od narkotyków. Nie było widać żadnego Polaka. Wszystko zostało bardzo dobrze zorganizowane – komentował Walerij Sereda, naczelnik policji z obwodu lwowskiego. Wyjaśnił, że wszystkie osoby zostały zatrzymane za naruszenie porządku oraz podżeganie do nienawiści etnicznej. – Oczywistym jest, że rosyjskie służby bezpieczeństwa chciały zachwiać sytuację w zachodnim rejonie (Ukrainy - red.) – dodał.

Również szef SBU obwodu lwowskiego podczas spotkania z dziennikarzami wyraził pewność, że za organizacją prowokacji, która miała miejsce 29 marca, stoją rosyjskie służby specjalne. – Za tymi wydarzeniami, które mają miejsce na zachodzie Ukrainy, stoją rosyjskie specsłużby. Wyraźnie widać powiązania: w nocy ostrzał z granatnika RPG-26 nakierowany na część administracyjną Konsulatu Generalnego RP w Łucku i jednocześnie następny krok – komentował Andriejczuk.

Czytaj też:
Ostrzał polskiego konsulatu traktowany jako akt terroryzmu. „Widzimy metody działania Rosji”

W środę szef Służby Bezpieczeństwa Ukrainy Wasyl Hrycak zapewnił, że pozostaje w stałym kontakcie z ambasadorem Polski na Ukrainie Janem Piekło i na bieżąco informuje go o postępie w śledztwach dotyczących ostatnich incydentów. Podczas specjalnie zorganizowanej konferencji poinformował, że protestujący w Grzędzie nie byli Polakami, a znaczną cześć z nich stanowili bezdomni i nieletni, którzy zostali opłaceni, by protestować. W telefonach osób, który zatrzymano, znaleziono pisemne instrukcje, okazało się też, że uczestników manifestacji wyposażono w race i świece dymne. – Gołym okiem widać, że ta nieudana prowokacja stanowi częścią planu w ramach operacji informacyjnej rosyjskich służb specjalnych, której celem jest prowokowanie i podżeganie do nienawiści etnicznej między Polakami i Ukraińcami oraz manipulowanie opinią publiczną w Europie – ocenił.

Jedna próba już była

Ukraińskie media przypominają, że już 13 marca tamtejsze służby udaremniły podobną prowokację. We Lwowie zatrzymano wówczas autobus z mieszkańcami tego miasta, którzy zmierzali na granicę z Polską, by tam demonstrować. Wewnątrz autobusu było 35 osób, w tym 14 niepełnoletnich.

Źródło: 032.ua, SBU, Wprost.pl