Po podliczeniu głosów ze wszystkich okręgów, poza Kensington, sytuacja wygląda następująco: Partia Konserwatywna może w tej chwili liczyć na 317 mandatów (o 12 mniej, niż miała), Partia Pracy na 261 mandatów (+29 w porównaniu do poprzednich wyborów), szkoccy narodowcy mają na razie 35 miejsc, liberalni demokracji 12, a między pozostałe ugrupowania wyborcy podzielili 23 mandat. Powstała więc sytuacja nazywana przez politologów „zawieszonym parlamentem” – mówi się o niej, gdy żadna partia nie dysponuje większością mandatów w Izbie Gmin.
twittertwitter
Corbyn nie odpuszcza
W piątek rano lider brytyjskiej Partii Pracy Jeremy Corbyn wezwał premier Theresę May do rezygnacji, podkreślając, że wyborcy chcieli dostać „nadzieję na przyszłość”, a kampania wyborcza May była „katastrofalna”. – Powinna ustąpić i zrobić miejsce dla rządu, który byłby prawdziwym przedstawicielem narodu – dodał Corbyn, który obronił swój mandat w Londynie, zdobywając 73 proc. głosów.
Rzecznik laburzystów John McDonnell poinformował, że ugrupowanie planuje wysunąć kandydaturę premiera i sformować rząd mniejszościowy.
May jedzie do królowej
Taką samą nadzieję ma premier Theresa May, która po godzinie 12:30 udała się z siedziby premiera przy 10 Downing Street do Pałacu Buckingham, by tam – zgodnie ze zwyczajem – zwrócić się do królowej z prośbą o zgodę na utworzenie rządu. Zgodnie z tradycją, jako pierwsza próbę sformowania rządu podejmuje obecnie sprawująca władzę partia – w tym wypadku torysi.
Czytaj też:
Donald Tusk ostrzega Brytyjczyków. Wzywa do porozumienia w sprawie Brexitu
Powtórka z błędu
Przyspieszenie wyborów do parlamentu okazało się porażką Partii Konserwatywnej i jej szefowej Theresy May, która chciała zwiększyć swój stan posiadania w Izbie Gmin oraz umocnić pozycję, a w efekcie straciła samodzielną większość. To kolejne po ogłoszeniu decyzji o referendum ws. Brexitu tego typu pomyłka liderów torysów. Poprzednik May, David Cameron, w związku z wynikiem narodowego plebiscytu zrezygnował z pełnionego urzędu.
Skrócenie kadencji
Na skrócenie kadencji parlamentu zgodziły się zarówno Izba Gmin, jak i i Izba Lordów. Wniosek w tej sprawie zgłosiła 18 kwietnia premier Theresa May. Gdyby nie ten fakt, kierowana przez nią Partia Konserwatywna mogłaby rządzić Zjednoczonym Królestwem do 2020 roku z zachowaniem bezpiecznej większości (torysi mieli 331 z 650 mandatów w Izbie Gmin - red.). Jako powód przyspieszenia wyborów premier podawała obstrukcję negocjacji w sprawie umowy regulującej warunki Brexitu, czyli opuszczenia Unii Europejskiej przez Wyspiarzy.