Jedna z ofiar śmiertelnych to 15-letni chłopiec Azzam Hillal, który zmarł w sobotę w szpitalu w wyniku odniesionych ran. Został postrzelony przez wojsko izraelskie w głowę podczas piątkowych protestów. Wśród rannych aż 178 zostało postrzelonych, inni doznali urazów po otrzymaniu ciosów stalowymi lub gumowymi pałkami, część uskarżała się na działanie gazu łzawiącego.
W piątek tysiące ludzi zgromadziło się na ulicach w ramach "Great March od Returning". Palestyńczycy domagają się powrotu do swoich domów zajętych przez Izrael od 1948 roku. Protesty podniosły łączną liczbę ofiar śmiertelnych do co najmniej 45 demonstrantów i ponad 6 tysięcy rannych od czasu rozpoczęcia masowych protestów 30 marca. Wśród ofiar nie ma Izraelczyków.
Dziennikarka "Al Jazeera" Stefanie Dekker przekazała relacjonując sceny w Gazie, że tysiące demonstrantów widziano "biegnących w kierunku granicy z Izraelem, najbliżej, jak kiedykolwiek byli w ciągu tych pięciu tygodni". – Od razu usłyszeliśmy strzały. Siły izraelskie próbowały odepchnąć ludzi od granicy, co dali jasno do zrozumienia. W przeciwnym wypadku, ludzie zostaną postrzeleni – dodała. Wśród rannych jest 18 członków personelu medycznego i dziennikarzy.
Ashraf al-Qidra, rzecznik prasowy Ministerstwa Zdrowia w Gazie, powiedział, że siły izraelskie celowały również w punkty opieki medycznej dwa razy, używając niezidentyfikowanego gazu, a także na wschód od obozu dla uchodźców Al-Bureij w środkowej Gazie. – Wiele osób doświadczyło drgawek, ciężkich wymiotów i uduszenia w wyniku ekspozycji – powiedział.
Atak na port w Gazie
W komunikacie Izrael podał ponadto, że dwa jego samoloty dokonały dziś nalotu na palestyński port w gazie. Zaatakowano "sześć celów wojskowych należących do sił morskich Hamasu, zatapiając m.in. dwie jednostki pływające". Podano, że to odpowiedź na "działalność terrorystyczną i próby przekroczenia granicy Izraela podczas piątkowych demonstracji ludności Strefy Gazy".