Krytyka reglamentowana

Krytyka reglamentowana

Dodano:   /  Zmieniono: 
Dziennikarze "The Economist" mieli święte prawo skrytykować polski rząd, podobnie jak każdy inny na świecie. Warto jednak zauważyć, że krytyka ta odwołuje się bardziej do emocji niż do faktów.
Równie surowych ocen zagraniczni dziennikarze nie wystawiali znacznie
słabszym polskim rządom. Zarzuty odnośnie zmian personalnych podniesione
przez brytyjski tygodnik brzmią co najmniej dziwnie. Np. co ma oznaczać
twierdzenie, że dymisja szefa MON jest zła, "bo Radek Sikorski, był jedynym
polskim ministrem, który potrafił sensownie wypowiedzieć się po angielsku".
Dlaczego dymisja "pracowitego i zdolnego" ministra Dorna ma być tragedią dla rządu także trudno zgadnąć.

Druga część krytyki jest już bardziej zasadna. Trudno nie zgodzić się z "The
Economist", że reformy w Polsce utknęły. Politycy PiS jak zaczarowani patrzą
na wzrost gospodarczy, który wynosi ponad 6 procent i spadające bezrobocie,boją się cokolwiek zrobić "bo jeszcze się zepsuje". A przecież przy obecnej koniunkturze wzrost gospodarczy mógłby być dwa razy szybszy - jak w Estonii.

Trudno nie zauważyć także korupcji, która cały czas ma się dobrze, wbrew
spektakularnym akcjom. Niektóre zadziwiające zakupy zagraniczne - jak
popierana przez prezydenta inwestycja PKN Orlen na Litwie - wyglądają tak
dziwacznie, że trudno uwierzyć iż Centralne Biuro Antykorupcyjne jeszcze jej
nie bada (od kiedy to bezpieczeństwo energetyczne państwa ma zależeć od
kupna niezbyt nowej rafinerii, w której nie ma czego przerabiać, bo Rosjanie
wstrzymali dostawy?).

Wszystko to prawda, ale jest jedno bardzo ważne "ale". Wspomnianych
problemów nie stworzyli bracia Kaczyńscy, tylko ich poprzednicy, których
ocena - także w "The Economist", była o niebo bardziej wyważona.