Wraca tajemnica Przełęczy Diatłowa. Zagadka śmierci studentów zostanie wyjaśniona?

Wraca tajemnica Przełęczy Diatłowa. Zagadka śmierci studentów zostanie wyjaśniona?

Uszkodzony namiot znaleziony przez ekipę ratowniczą
Uszkodzony namiot znaleziony przez ekipę ratowniczą Źródło:Domena publiczna
W rocznicę tragicznych wydarzeń rosyjska Prokuratura Generalna ogłosiła, że wraca do śledztwa w sprawie tajemniczej śmierci grupy Diatłowa. Dziewięcioro uczestników studenckiej wyprawy zginęło w niewyjaśnionych okolicznościach prawdopodobnie w nocy z 1 na 2 lutego 1959 roku.

O decyzji prokuratury poinformował 1 lutego jej przedstawiciel, Alekdandr Kuriennoj podając, że śledczy za najbardziej prawdopodobne przyjmują trzy scenariusze, przy całkowitym wykluczeniu motywu kryminalnego. Jak podkreślił, prokuratura z obwodu swierdłowskiego wróciła do sprawy zagadkowej śmierci grupy Diatłowa we wrześniu ubiegłego roku. – Prokuratura zajęła się tą sprawą dlatego, że i rodziny, i prasa, ale też zwykli ludzie, zwracają się z prośbami o ustalenie prawdy – zaznaczył Kuriennoj.

Jak wskazał, kończąc śledztwo w maju 1959 roku prokuratura uznała za oficjalną przyczynę śmierci „siłę naturalną, której grupa turystów nie zdołała pokonać”. – I to wszystko. Ale liczba wersji, które dziś są przedstawiane zarówno przez ekspertów, jak i zainteresowanych ludzi, sięga 75. A są wśród nich i tak dziwne jak interwencja obcych, czy działanie innej siły nadprzyrodzonej – relacjonował prokurator.

Hipotezy śledczych

Kuriennoj wyjaśnił, że spośród wszystkich możliwych scenariuszy, które przez lata narosły wokół tej tragedii, prokuratura planuje przy pomocy ekspertów zweryfikować trzy. – Wszystkie z nich w ten lub inny sposób dotyczą zjawisk naturalnych – zaznaczył Kuriennoj. Jak wskazał, śledczy nie zamierzają m.in. badać wątku kryminalnego, bowiem nie ma według nich żadnych przesłanek ku temu. Wśród hipotez, które są brane pod uwagę, wymienił: zejście lawiny, uderzenie huraganu bądź tzw. deska śnieżna. Jest to rodzaj lawiny, która powstaje w wyniku osunięcia się warstwy świeżego śniegu, który nie przywarł jeszcze do podłoża bądź oderwania się nawisu śnieżnego.

Przedstawiciel prokuratury z obwodu świerdłowskiego Andriej Kuriennoj zapowiedział, że śledczy chcą m.in. przeprowadzić testy, żeby sprawdzić, czy możliwe było wydostanie się z namiotu poprzez przecięcie go nożem, wyjście w góry i powrót do namiotu. Specjaliście stworzą też profile psychologiczne wszystkich uczestników wyprawy. Łącznie zaplanowano dziewięć ekspertyz, które mają ostatecznie wyjaśnić wątpliwości wokół tajemniczej śmierci dziewiątki młodych ludzi z lutym 1959 roku.

Wyprawa na Ural

Narciarska wyprawa dziewięciu studentów i absolwentów uniwersytetu w Swierdłowsku (obecnie Jekateryngurg – red.) w góry północnego Uralu w towarzystwie 37-letniego przewodnika Siemiona Zołotariowa rozpoczęła się 23 stycznia 1959 roku. Jej uczestnicy mieli duże doświadczenie w podobnych trasach i byli przygotowani na surowe warunki. Ich celem było zdobycie dwóch szczytów Północnego Uralu: Góry Otorten i Ojka-Czakur. Porruszali się po ziemiach należących do ludu Mansów, a administracyjnie podległych sieci łagrów. 27 stycznia od grupy odłączył się Jurij Judin, który zachorował. Dzięki temu jako jedyny pozostał przy życiu.

Z dziennika prowadzonego przez uczestników wyprawy wynika, że od 28 do 30 stycznia poruszali się wzdłuż rzek Łozwy i Auspii, a 31 stycznia dotarli do granicy lasu. Tam w małym schronie zostawili zapasy żywności na drogę powrotną. Wieczorem 1 lutego dotarli na zbocze góry Chołatczachl, którą pierwotnie planowali ominąć. Zmienili jednak plany ze względu na pogarszającą się pogodę. Grupa Diatłowa postanowiła rozbić obóz i przeczekać złe warunki.

Co wydarzyło się na Przełęczy Diatłowa?

Według planów, ekspedycja miała wrócić do Wiżaju najpóźniej 12 lutego, a Diatłow obiecał przesłać telegram znajomym. Wobec braku wieści, zaniepokojone rodziny uczestników wyprawy zawiadomiły służby. Akcja poszukiwawcza rozpoczęła się z opóźnieniem m.in. na skutek opieszałości władz, złej współpracy z władzami uczelni i słabej organizacji oraz braku mapy z naniesionym planem wyprawy.

Ostatecznie dopiero 21 lutego rozpoczęto kompletowanie ekipy poszukiwawczej, a 23 lutego rozwieziono jej członków do różnych miejsc, gdzie spodziewano się znaleźć studentów. 26 lutego grupa ratownicza znalazła namiot grupy Diatłowa. Jedna z jego ścian była rozcięta – jak się później okazało – od wewnątrz.

Wyszli w popłochu, boso na mróz

Kolejnego dnia ratownicy dotarli do ściany lasu. Pod cedrem znaleźli ślady po małym ognisku i szczątki dwóch uczestników wyprawy. Zwłoki były bose i ubrane jedynie w bieliznę. Podczas drogi powrotnej do namiotu odnaleziono w śniegu kolejno ciała Diatłowa (300 m od sosen), Słobodina (480 m) i Kołmogorowej (630 m). Pozy, w jakich ich znaleziono, wskazywały, że próbowali oni powrócić do namiotu. Badania ciał wskazały, że wszystkie pięć osób zmarło z powodu hipotermii – zamarzło na śmierć. Jedna z osób miała lekko pękniętą czaszkę, jednak zdaniem anatomopatologów nie było to obrażenie zagrażające życiu.

Ciała kolejnych osób odnaleziono dopiero po długich poszukiwaniach, 4 maja. W położonym nieopodal jarze odnaleziono pod warstwą śniegu zwłoki czterech pozostałych osób. W tym przypadku szczątki nosiły poważne obrażenia: Thibeaux-Brignolle miał strzaskaną czaszkę, zaś Zołotariow i Dubinina zmiażdżone klatki piersiowe.

Rozcięty namiot, krew na drzewie i znak na śniegu

Z uwagi na brak świadków, przebieg wydarzeń rekonstruowano na podstawie dedukcji, oglądu miejsca zdarzenia i zwłok. Ze śladów znalezionych wokół namiotu wynika, że studenci opuścili namiot nagle. Mimo mrozu, część z nich była częściowo rozebrana, inni wyszli boso lub w jednym bucie. Namiot został rozcięty nożem od wewnątrz, a na śniegu znaleziono ślady 8 lub 9 osób.

Zagadką jest to, co uczestnicy wyprawy robili po wydostaniu się ze schronienia. Pod cedrem znaleziono ślady ogniska. Na korze drzewa, z którego obłamano do wysokości około 4 metrów gałęzie, znaleziono ślady krwi i wyszarpanych tkanek ciała. Z niewyjaśnionych przyczyn ofiary ścięły nożem około 20 choinek i zaciągnęły je po ziemi do jaru, w głębi lasu, a następnie ułożyły je na ziemi w formie prostokąta. Rzeczy turystów znaleziono w namiocie oraz w śniegu, niedaleko od miejsc w których odkryto zwłoki.

Tajne archiwa

Śledztwo w sprawie tajemnicy Przełęczy Diatłowa zamknięto 28 maja 1959 roku bez wskazania jednoznacznej tajemnicy tragedii. Według oficjalnej wersji przyczyną śmierci członków wyprawy było „działanie nieznanej siły”. Akta zostały objęte zamkniętą klauzulą na 50 lat. Po upływie tego czasu, w 2009 roku dziennikarze śledczy ustalili, że osoba, która została pochowana jako Siemion Zołotariow, przewodnik wyprawy, to prawdopodobnie nie on. Potwierdziły to w kwietniu 2018 roku badania DNA – w grobie pochowany był mężczyzna o nieznanej tożsamości.

Co ich zabiło?

Przez lata wokół sprawy narosło wiele hipotez. Wśród nich są teorie dotyczące przyczyn naturalnych, takich jak zejście lawiny, huraganowy wiatr, atak dzikich zwierząt, czy nawet upadek meteorytu bądź wystąpienie infradźwięków.

Liczne były hipotezy kryminalne. Ich zwolennicy wskazują kilka możliwości: atak ludu Mansów, napaść zbiegłych więźniów uralskich łagrów bądź tzw. eskadronu śmierci, czyli żołnierzy wysłanych w celu wyłapywania dezerterów z obozów. Brana pod uwagę była także możliwość, że zabójca mógł znajdować się wśród turystów bądź że wewnątrz grupy doszło do konfliktu, który zakończył się tragedią. Za tymi koncepcjami przemawiało oznaczenie śledztwa w aktach prokuratury jako „sprawa kryminalna”.

Kolejne teorie dotyczą działań wojskowych, które przypadkowo miały doprowadzić do tragedii studentów. Mowa jest m.in. o prowadzonych na Uralu tajnych operacjach wojskowych bądź testach broni. Członkowie innej ekspedycji, przebywającej w tym czasie 50 kilometrów na południe od przełęczy, opowiadali o dziwnych pomarańczowych kulach, jakie widzieli na niebie na północ od swojej pozycji. Dodatkowo, ubrania niektórych ofiar wykazywały znaczną radioaktywność. Członkowie rodzin ofiar twierdzili, że oddane im ciała miały nietypowy, pomarańczowy odcień skóry, a w rejonie Chołatczachlu znaleziono sporo części jakiegoś tajemniczego urządzenia.

Czytaj też:
Prawdziwa historia Pablo Escobara. Jak sprzedawca nagrobków stał się baronem narkotykowym?

Źródło: WPROST.pl