36-letnia kobieta była profesjonalną pielęgniarką. Proceder spuszczania synowi krwi rozpoczęła, gdy skończył 11 miesięcy. Średnio raz w tygodniu przez pięć lat kobieta bez uzasadnienia pozbawiała dziecko części krwi. Chłopiec obecnie ma siedem lat i mieszka z ojcem. Krótko po urodzeniu zdiagnozowano u niego chorobę jelit, ale z biegiem czasu jego stan zaczynał niepokoić lekarzy jeszcze z innego względu. Specjaliści nie znajdowali uzasadnienia, czemu w organizmie dziecka jest tak mało krwi. By zniwelować te braki, dziecku wykonano 110 transfuzji. W końcu policja zaczęła sprawdzać środowisko, w którym wychowuje się dziecko. Cień podejrzenia padł na najbliższą mu osobę. Kobieta w mediach społecznościowych lansowała się na samotną matkę chorego dziecka.
We wrześniu 2017 zatrzymała ją policja. W trakcie aresztowania Dunka miała przy sobie worek z krwią. Zdaniem specjalistów w zakresie psychiatrii, kobieta cierpi na zespół Munchausena. Jest to stan, w którym bliska osoba, zazwyczaj matka, wywołuje objawy choroby u dziecka i poddaje je nieuzasadnionemu leczeniu.
W czwartek 7 lutego sąd w Herning skazał kobietę na cztery lata wiezienia. Pozbawiono ją także prawa wykonywania zawodu. 36-latka zapowiedziała, że nie będzie podważać wyroku. – To nie była decyzja, którą podjęłam świadomie. Nie wiem, kiedy zaczęłam robić to, czego nie miałam prawa zrobić. To narastało stopniowo. Spuszczałam krew w toalecie, a strzykawki wyrzucałam do śmieci – opowiadała.
Czytaj też:
Osiem pielęgniarek z jednego oddziału niemal równocześnie urodziło. Szpital świętuje