Pożar w obozie dla uchodźców w Bangladeszu. Doszczętnie zniszczone centrum prowadzone przez fundację Hołowni

Pożar w obozie dla uchodźców w Bangladeszu. Doszczętnie zniszczone centrum prowadzone przez fundację Hołowni

Obóz w Bangladeszu po pożarze
Obóz w Bangladeszu po pożarze Źródło:Fundacja Dobra Fabryka
Ofiary śmiertelne, dziesiątki tysięcy osób pozbawionych dachu nad głową, wiele zaginionych dzieci i wielkie zniszczenia – to bilans pożaru, jaki nawiedził gigantyczny obóz dla uchodźców w Bangladeszu. Jak informuje nas Fundacja Dobra Fabryka, założona przez Szymona Hołownię, pożar doszczętnie zniszczył centrum dziennej opieki dla dzieci prowadzone przez organizację.

Pożar wybuchł w obozie Balukhali 1 na terenie Cox's Bazar w Bangladeszu. To tam, na stosunkowo niewielkiej powierzchni stłoczonych jest ok. miliona uchodźców z ludu Rohindża, którzy uciekli przed masowymi mordami z Mjanmy (wcześniej Birma). Jak mówi nam Anna Kieniewicz z Fundacji Dobra Fabryka (organizacja założona przez ), zarzewiem pożaru był prawdopodobnie wybuch butli z gazem, której mieszkańcy obozu używali do gotowania w prowizorycznych warunkach.

Bilans gigantycznego pożaru

Bilans pożaru gigantycznego obozowiska nie pozostawia złudzeń, że mamy do czynienia z tragedią. Zginęło 15 osób, 45 tys. osób pozbawionych jest dachu nad głową, doszczętnie spłonęło 9 tys. szałasów, które służyły mieszkańcom za jedyne schronienie. Po pożarze i chaosie, jaki wówczas powstał, trudno także zlokalizować miejsce pobytu wielu dzieci.

Pożar objął obozy: 9, 8e, 8w i 10. W sumie zamieszkiwało w nich 124 380 ludzi. Najdotkliwiej ucierpieli mieszkańcy obozy 9, który prawie całkowicie spłonął. Doszczętnie spłonęło także centrum dziennej opieki dla dzieci prowadzone przez Fundację Dobra Fabryka.

Galeria:
Obóz w Bangladeszu po pożarze

Anna Kieniewicz: Zgliszcza, ruiny, obraz jak na wojnie

Jak mówi nam koordynatorka programu Anna Kieniewicz, fundacja ta jest jedyną polską organizacją, która działa w największym na świecie obozie. Prowadzona przez fundację świetlica miała być centrum, w którym dzieci zaznają trochę normalności, a także przyswoją podstawy edukacji. Pod opieką centrum było ok. stu dzieci.

– Przywoziliśmy im z Polski różne pomoce naukowe, zapewnialiśmy namiastkę normalności i dzieciństwa. Dzieci, które do nas przychodziły przeżyły potworną traumę, bo widziały sceny, jakie wydawałoby się, znamy już tylko z mrocznej historii II wojny światowej. To dzieci, które w Mjanmie widziały cały katalog zbrodni: masowe gwałty, egzekucje, wyrzucanie ludzi z płonących domów – opowiada nam Anna Kieniewicz.

Galeria:
Tak przed pożarem wyglądało polskie centrum dla dzieci

– Tam panowały bardzo trudne warunki, bo na jednym kilometrze kwadratowym stłoczonych jest 40 tys. ludzi. To większa gęstość zaludnienia, niż ogólnie w Bangladeszu, choć i ten kraj bije pod tym względem rekordy. Teraz jest tam jeszcze gorzej: zgliszcza, ruiny, obraz jak na wojnie – dodaje.

Galeria:
Obóz w Bangladeszu przed pożarem

Fundacja zorganizowała już zbiórkę na odbudowę obozu, którą prowadzi na swojej stronie internetowej. Na ten cel potrzebnych jest 160 tys. zł. Na ten moment udało się uzbierać jedną trzecią wspomnianej kwoty.

Czytaj też:
Pół roku morskiej tułaczki, by dotrzeć z Mjanmy do Indonezji. 300 osób na jednej łódce

Źródło: WPROST.pl