Krym. Tym razem nie półwysep, a pies. Głuchy i ślepy, który już nigdy nie poczuje bliskości rodziny, która nim się opiekowała. Nie będzie go głaskał ośmiolatek i dziewięciolatka, z którymi żył. Ani ich mama, ani ich babcia. Bo Rosjanie w ich dom w nocy z czwartku na piątek wycelowali z samolotu Tu-22 ważącą niemal 6 ton rakietę Ch-22. Rakietę, jakiej używa się do niszczenia okrętów. Ta uderzyła w dom jednorodzinny na obrzeżach Dniepra, zabijając babcię, mamę i dwójkę dzieci. Z domu nie zostało nic. Dosłownie.
Na miejscu uderzenia lej wielki na 14 metrów, głęboki na 2, może 3. Dla porównania słynne Iskandery ważą połowę mniej i robią o połowę mniejszą dziurę. Co spowodowało w Moskwie decyzję o wysłaniu gigantycznej miny na niewielki domek? Tego nie wie nikt. Być może odpowiedzią może być fakt, iż ojciec rodziny to ukraiński wojskowy, ale jednak i w tym trudno doszukać się logiki.