Ukraińcy w „nierzeczywistości” drżą przed zimą. „Nadiia straciła wszystko w ułamku sekundy”

Ukraińcy w „nierzeczywistości” drżą przed zimą. „Nadiia straciła wszystko w ułamku sekundy”

Awaria zasilania w Kijowie po rosyjskich atakach, zdjęcie ilustracyjne
Awaria zasilania w Kijowie po rosyjskich atakach, zdjęcie ilustracyjne Źródło:PAP / Vladyslav Musiienko
– Na co dzień każdy żyje w takiej nierzeczywistości, jak ja ją nazywam. To znaczy: idzie się do pracy, odwiedza rodzinę, wychodzi na spacery, załatwia sprawunki. Ale jednocześnie stale myśli o wojnie: zerka w niebo, sprawdza informacje, ceny generatorów, gromadzi zapasy – opowiada w rozmowie z „Wprost” Helena Krajewska. Rzeczniczka PAH kilka tygodni temu odwiedziła Ukrainę.

Magdalena Frindt, „Wprost”: Rosyjscy żołnierze niemal nieustannie przeprowadzają zmasowane ataki na ukraińskie miasta. Kilka tygodni temu była pani w Kijowie i Lwowie. Tak po ludzku – nie bała się pani tam jechać w takich okolicznościach?

Helena Krajewska, rzeczniczka Polskiej Akcji Humanitarnej: Przede wszystkim nikt przypadkowy nie wyjeżdża w tereny objęte aktywnymi działaniami wojennymi – każdy z pracowników jest przeszkolony, zna procedury bezpieczeństwa, jest objęty też ubezpieczeniem oraz pozostaje w stałym kontakcie z biurami w Warszawie i Ukrainie.

Nie są to oczywiście wyjazdy pozbawione ryzyka, gdyż ten konflikt jest bardzo nieprzewidywalny, o czym wielokrotnie wspominali już eksperci. Nie wiemy, gdzie spadnie pocisk, nie znamy prognozy ostrzałów na najbliższy tydzień w miejscu, w którym przebywamy – takie dane nie istnieją. Wierzymy jednak, że możemy zminimalizować ryzyko właśnie poprzez dobre przygotowanie i zwiększoną uważność w terenie.

Jak wyglądała sytuacja na miejscu?

Podczas mojego pobytu doszło do kilku ostrzałów Kijowa, w tym do najpoważniejszego, gdy 15 listopada na kraj wystrzelono blisko 100 rakiet różnego rodzaju. Alarmy nie zdarzają się już tak często jak w marcu czy kwietniu, zazwyczaj raz dziennie, raz na dwa dni.

Minione dwa tygodnie doprowadziły do bardzo poważnych uszkodzeń infrastruktury energetycznej, ciepłowniczej, a nawet wodno-sanitarnej. Na co dzień przekłada się to na duże przerwy w dostawie prądu, brak ciepłej wody (lub w ogóle wody) w kranach, wygaszone światła, bannery itp. na ulicach, niskie temperatury w biurach i mieszkaniach. Część restauracji, hoteli, firm nie pracuje, inne wysyłają pracowników do domów, jeśli nie są w stanie zapewnić prądu i ciepła w miejscu pracy. Do takich sytuacji będzie dochodzić zresztą coraz częściej.

PAH zaangażowała się w pomoc Ukrainie już w 2014 roku, po nielegalnej rosyjskiej aneksji Krymu. 24 lutego na pewno wpłynął na charakter prowadzonych przez was działań, na inne programy trzeba było położyć akcent.

Faktycznie musieliśmy zrezygnować z niektórych działań, które obecnie nie są projektami pierwszej potrzeby – mam tu na myśli działania z zakresu współpracy rozwojowej, zwiększanie kwalifikacji zawodowych, programy małych grantów itp. Inne aktywności musieliśmy z kolei zawiesić lub zmienić ich lokalizację z uwagi na brak dostępu do danego terytorium, dotyczy to znacznych części obwodów donieckiego i ługańskiego. Jednocześnie znacznie rozszerzyliśmy zakres, skalę i zasięg naszych działań humanitarnych w tym kraju, bo obecnie z pomocą docieramy do niemal połowy obwodów w Ukrainie.

Na czym obecnie się skupiacie?

Zapewniamy wsparcie w odbudowie i remoncie domów prywatnych. Zapewniamy również domy modułowe jako tymczasowe schronienie, które miałam zresztą okazję obejrzeć podczas mojej wizyty. Dostarczamy osobom w potrzebie opał, koce termiczne i piecyki oraz generatory dla lokalnej administracji. Dystrybuujemy, wraz z partnerami lokalnymi i międzynarodowymi, żywność, artykuły higieniczne, drobną pomoc społeczną.

Przyznajemy też środki finansowe i udzielamy wsparcia psychologicznego poprzez centra terytorialne i mobilne zespoły psychologów. O niektórych działaniach nie mówimy zbyt wcześnie, tak jak o pomocy dla wolontariuszy prowadzących ewakuacje ze wschodu Ukrainy. Zawsze jest to jednak podyktowane względami bezpieczeństwa.

Ukraińcy szykują się na trudną zimę. Jak wygląda sytuacja na wsi i w miastach?

Trudno określić, czyja sytuacja jest poważniejsza. W miastach przerwy w dostępie do prądu bywają krótsze, w centrum lub przy ważnych instytucjach (np. szpitalach) można liczyć na to, że energii elektrycznej nie zabraknie. Włodarze starają się też jak najszybciej przywracać wodę, ciepło i prąd. Jednak to właśnie mieszkańcy wsi mają dostęp do alternatywnych źródeł ogrzewania, w tym do pieców (nierzadko są to jeszcze piece kaflowe), otwartych palenisk, mogą też ustawić generatory na podwórkach.

Mimo wszystko wiele osób mieszkających na terenach wiejskich pod Kijowem, jak sama widziałam, ma problem z ogrzaniem domów, które dotknął ostrzał. Dziury po pociskach, pęknięte ściany i sufity, brak szyb – to typowe uszkodzenia. Nierzadko mieszkańcy zastawiają drzwiami okna i uszczelniają je pakułami, by odizolować się od niskich temperatur.

Zaspokojenie elementarnych potrzeb w wielu przypadkach jest niemożliwe.

Główne potrzeby to dostęp do ciepła, do prądu, do bieżącej wody. Coraz częściej pojawiają się też problemy z łącznością. Po dużym ostrzale przez cały dzień nie było np. zasięgu w dwóch największych sieciach telefonicznych w Ukrainie. Wraz z przerwami w dostawach prądu pojawią się kolejne problemy – jak przechowywać właściwie głęboko mrożoną żywność, leki, odczynniki laboratoryjne, jak zapewnić stały dopływ energii dla szpitali, linii produkcyjnych, transportu publicznego.

Media obiegają zdjęcia, na których widać Ukraińców ustawiających się w kolejkach po wodę, do generatorów, żeby naładować urządzenia. Ostatnio głośno było o dziewczynce, która musiała pójść do tego typu punktu, żeby naładować swój inhalator, który pozwala jej funkcjonować. To tylko jedna z wielu historii.

Takich trudnych wyborów i sytuacji jest bardzo wiele. Pamiętam listopadową rozmowę ze starszą panią Nadiią, która bała się myśleć o tym, co przyniesie zima, bo już wtedy przerwy w dostawie prądu zdarzały się codziennie. Stałyśmy na progu drzwi, które kiedyś otwierały się na przedpokój, a teraz na gruzy, które zostały z jej domu. Nadiia straciła wszystko w ułamku sekundy, teraz mieszka w domu modułowym zapewnionym przez PAH. – Niektórzy nie mają nawet tego, ale ja mam szczęście – powiedziała.

W lato rozmawiałam z matką z obwodu donieckiego, która zdecydowała się opuścić Bachmut wraz z rodziną, gdy ostrzały stały się nie do wytrzymania. Po długiej drodze dotarła do podlwowskiej miejscowości, aby zamieszkać z innymi rodzinami w budynku miejscowego przedszkola. Pamiętam jak dziś – siedziałyśmy na schodach otoczone różowymi ścianami i rysunkami dzieci, a Lyubov opowiadała mi o tym, że jej synowie rozróżniają już dźwięki pocisków. To wtedy powiedziała: „Nadal mamy nadzieję, że wrócimy do Bachmutu, bo to nasz dom. Chcę wrócić do domu”. Nie wiedząc, co wydarzy się w przyszłości, odkładała wszystkie pieniądze otrzymane od PAH. – Nikt nie wie, co się dzieje, co będzie potem, zimą, czy będziemy mogli tu zostać. Dokąd mamy iść? – pytała.

W samym Kijowie otwarto blisko 400 „Punktów Niezłomności”, w których można ładować sprzęty elektroniczne, zjeść ciepły posiłek, wykąpać się, ogrzać. Docelowo takich punktów ma powstać pół tysiąca. To jednak Kijów, a co z mniejszymi miejscowościami, z ośrodkami dla uchodźców wewnętrznych, z terenami położonymi w pobliżu linii frontu?

Dla nich to będzie bardzo ciężka zima, nie ma co do tego wątpliwości. Dookoła samego Kijowa zniszczenia są znaczne, w wielu miejscowościach usunięto np. pozostałości po pociskach, wraki czołgów na ulicach, ale nie naprawiono pękniętych ścian, zniszczonych sufitów, wybitych okien.

A to wszystko będzie mieć ogromne znaczenie. Skoro nie da się zatrzymać ciepła w środku, nie da się uszczelnić dachu czy ścian, jak można przetrwać zimę? Nie wiadomo, ile będzie stopni na minusie, czy będzie silny wiatr, czy wiele nocy z rzędu temperatura będzie się utrzymywać poniżej -10 stopni. A to wszystko ma przecież znaczenie.

Już teraz przerwy w dostawach prądu są znaczne, często nie ma ciepłej wody. Sytuacja wygląda znacznie gorzej na południu i wschodzie kraju, zwłaszcza w obwodach chersońskim, mikołajowskim, donieckim, zaporoskim czy ługańskim. W okolicach linii frontu zostali ci, którzy nie mogli wyjechać lub po prostu nie chcieli – im brakuje już praktycznie wszystkiego, żywności, czasem czystej wody, opału. Dostarczamy, co tylko możemy, podobnie inne organizacje, ale to będą trudne miesiące dla osób mieszkających w odizolowanych miejscowościach.

W Ukrainie rozgrywają się dramaty. Mówi się, że 15 tys. Ukraińców jest uznanych za zaginionych i nikt nie wie, jaki los ich spotkał. Ludzie tracą swoich bliskich, dorobek życia, poczucie bezpieczeństwa. W takim przypadku, oprócz zapewnienia materialnych potrzeb, bardzo ważna jest również pomoc psychologiczna.

Niezwykle istotna. Władze Ukrainy mówiły kilka miesięcy temu, że ok. 15 mln Ukraińców i Ukrainek będzie potrzebowało pomocy psychologicznej po wojnie. To nie są zawyżone dane. Już w lutym i marcu widzieliśmy na granicy ludzi w stresie pourazowym, dzieci w szoku, dorosłych żyjących w traumie. Przez tyle miesięcy wojny te rany się tylko pogłębiły, bo jak mówić o wyciągnięciu kogoś z traumy, gdy dookoła spadają pociski, gdy giną kolejni członkowie rodziny, znajomi?

Przed nami bardzo dużo pracy, a jednocześnie mamy świadomość, ile naszych wysiłków z ostatnich ośmiu lat zostało zniweczonych. Bo właśnie to robiliśmy – udzielaliśmy pomocy psychospołecznej na terenach wzdłuż linii kontaktowej na wschodzie Ukrainy. Teraz pomagamy, poprzez mobilne zespoły i centra terenowe, w obwodach dniepropietrowskim i kijowskim, ale to kropla w morzu potrzeb. Urazy psychiczne po tej wojnie będą się długo goić, zwłaszcza wśród najmłodszych.

To jest niezmiernie trudne żyć w kraju, który jest nieustannie atakowany. Jakie towarzyszy Ukraińcom nastawienie? To złe słowo, ale czy „przyzwyczaili” się już do tego czyhającego bez przerwy niebezpieczeństwa? Czy dominuje przygnębienie, czy jednak pojawiają się mechanizmy obronne, które pomagają wykrzesać nawet nikły cień optymizmu?

Na co dzień każdy żyje w takiej nierzeczywistości, jak ja ją nazywam. To znaczy: idzie się do pracy, odwiedza rodzinę, wychodzi na spacery, załatwia sprawunki. Ale jednocześnie stale myśli o wojnie: zerka w niebo, sprawdza informacje, ceny generatorów, gromadzi zapasy. Zawsze ten temat wkrada się w rozmowy zupełnie nieproszony.

Z takim obciążeniem psychicznym trudno sobie poradzić dorosłym, a co dopiero dzieciom.

Oksana, z którą rozmawiałam we wsi Buzowa, straciła dom, w którym pomalowała ściany w kolorowe obrazki, aby jej dzieci dorastały pozbawione trosk. Gdy zapytałam ją o plany na przyszłość, marzenia, odpowiedziała wprost: „Czekam, jak wszyscy, na jedną rzecz: koniec wojny. Musimy żyć tu i teraz, nie ma sensu myśleć »do przodu«”. Taka myśl dominuje w społeczeństwie, nikt nie chce nic planować. Ten konflikt jest zbyt nieprzewidywalny.

Z kolei Tetiana, kobieta w podeszłym wieku mieszkająca w tej samej wsi, powiedziała mi, że przeżyła długie i trudne życie, więc wie, że podoła, bo po prostu nie ma innego wyboru. Jej syn zginął w pierwszych latach konfliktu, który wybuchł w 2014 roku, jej dom został zniszczony podczas ostrzału Buzowej. – Nie planuję się nigdzie stąd ruszać – zwłaszcza że mam chore nogi! – stwierdziła z przymrużeniem oka. Tę siłę wewnętrzną, zwłaszcza wśród starszych osób, można również uznać za powszechnie spotykaną w ukraińskim społeczeństwie.

Pojawiają się spekulacje, że w najbliższych miesiącach kolejne duże grupy uchodźców z Ukrainy będą chciały znaleźć schronienie w Polsce. Przygotowujecie się na to?

Tak, podobnie jak inne organizacje humanitarne, od miesięcy przygotowujemy się na zimę i jej skutki. Po polskiej stronie granicy oznacza to, że zreorganizowaliśmy magazyn w Chełmie, uzupełniliśmy produkty pierwszej potrzeby, zakupiliśmy brakujące nagrzewnice, ciepłe namioty, koce itp. Jesteśmy na łączach ze Strażą Graniczną, w razie czego będziemy gotowi do reakcji w 1-2 dni, jeśli znacząco wzrośnie liczba osób przekraczających granicę z Ukrainą. Tak jak poprzednio, skupimy się na czterech północnych przejściach (od Dorohuska do Hrebennego), bo znamy już ten teren, mamy nawiązane wszystkie kontakty itp.

Jesteśmy również przygotowani do powołania wolontariuszy z naszej zimowej i wiosenno-letniej bazy, także koordynatorzy punktów granicznych, którzy teraz pracują już w PAH na innych stanowiskach, wiedzą, jakie obowiązki będą musieli przejąć w sytuacji kryzysowej.

Jesteśmy dobrze przygotowani, co nie oznacza, że wystarczająco. Trzeba się bowiem liczyć z tym, że osób, które będą szukać ciepłego i bezpiecznego schronienia poza Ukrainą, może być od kilku do kilkuset tysięcy.

Wesprzyj działania PAH w Ukrainie i na całym świecie za pośrednictwem strony internetowej.

Czytaj też:
Oni odczuli, czym jest „operacja” Putina. Wstrząsająca relacja 40-latki z obwodu kijowskiego
Czytaj też:
Tak Ukraińcy radzą sobie z brakiem prądu. „Ich pomysłowość nie zna granic”