„To ostatnia rzecz, jaką żołnierz chce usłyszeć.” Jak wygląda miłość w czasach wojny?

„To ostatnia rzecz, jaką żołnierz chce usłyszeć.” Jak wygląda miłość w czasach wojny?

Zdjęcie pary żołnierzy z Ukrainy
Zdjęcie pary żołnierzy z Ukrainy Źródło: Instagram / libkos
– W każde święta wypowiadam to samo życzenie – żeby wojna skończyła się jak najszybciej i żeby mój ukochany mąż, ojciec mojego dziecka, wrócił cały i zdrowy – mówi żona wojskowego. Oto historie ukraińskich kobiet czekających na powrót swoich mężów.

Po pełnoskalowej inwazji Rosji na Ukrainę tysiące kobiet zmuszone są czekać na swoich mężów przebywających na linii frontu, tygodniami wypatrywać wiadomości od ukochanego i mieć nadzieję, że ich rozmowa nie jest tą ostatnią. Tak od roku wygląda rzeczywistość ogromnej części ukraińskiego społeczeństwa.

Redakcji „Wprost” udało się porozmawiać z żonami wojskowych, które znajdują się w Ukrainie i za granicą, o tym, jak udaje im się utrzymywać kontakt i jakie są największe wyzwania, z którymi mierzą się w związkach na odległość. O wyjątkowości takich relacji opowiedziała nam również psycholog Anastazja Neonowa.

„Przez siedem miesięcy walczyliśmy z mężem w tej samej jednostce”

Anastazja i Andrii poznali się jeszcze w 2018 r., gdy brali udział w wojskowo-patriotycznym szkoleniu dla „Batalionu Kobiecego” organizowanego przez władze obwodowe. Przyszły mąż Anastazji był tam instruktorem, a ona kadetem pierwszego roku. Od tego czasu wymieniali się kontaktami, ale relacja między nimi rozwinęła się dwa lata później, gdy dziewczyna zamieściła na Facebooku zdjęcie, na którym porusza się o kulach po feralnym upadku.

– To właśnie w tym stanie bezradności ponownie zwróciłam jego uwagę. Podczas pobytu za granicą co noc martwił się o moje samopoczucie; po powrocie z Niemiec razem obchodziliśmy Wielkanoc a tydzień później już wynajmowaliśmy razem mieszkanie – wspomina z uśmiechem Anastazja.

Od samego początku pełnowymiarowej inwazji wojsk rosyjskich para walczyła ramię w ramię, broniąc kraju przed najeźdźcami. Anastazja opowiedziała nam o wspólnym życiu z ukochanym na linii frontu. – Przez pierwsze siedem miesięcy służyliśmy w tej samej jednostce – w artylerii. Tam niby mieszkaliśmy razem i dzieliliśmy się zadaniami, ale to nie było to samo uczucie, co wtedy, gdy mieliśmy spokojne życie razem. Walczymy w tej samej jednostce i nie możemy się okłamywać dla dobra drugiej osoby. On dokładnie wie, gdzie jestem, a ja dokładnie wiem, dokąd on jedzie i kiedy jego pozycja jest pod ostrzałem, kiedy działają czołgi, kiedy rusza piechota. Chodzi mi o to, że ja wiem, jak duże jest ryzyko, na które się naraża, i on też – mówi dziewczyna.

Choć para służy razem, Anastazja mówi, że teraz widują się znacznie rzadziej, bo każdy z nich ma swoje obowiązki i osobne zadania. Służba i opór wobec najeźdźców pochłania cały ich czas.

„Latem przyjechałam i wzięliśmy ślub przy dźwięku syren”

Waleria, która studiuje i mieszka w Warszawie, również dzieli życie z wojskowym. Ze swoim mężem, Igorem, jest w związku na odległość od trzech lat, więc ten format relacji nie był dla nich nowy, ale nie był też łatwy: mieli swoją porcję kłótni i kryzysowych momentów. Waleria opowiedziała nam jednak, jak wojna wpłynęła na nią i jej ukochanego.

– Rok temu wszystko się zmieniło – nasze kłótnie ustąpiły, ale wzrósł niepokój. Bardzo martwiłam się o jego życie, nerwowo obgryzałam paznokcie i palce, gdy on był w szczytowym momencie walk. Na początku komunikowaliśmy się rzadko i z trudem: albo nie było połączenia, albo mój mąż nie mógł naładować telefonu. Ale potem wszystko się poprawiło, przeniósł się na dobrą pozycję, dalej od linii frontu, więc zrobiło się trochę łatwiej. Zawsze było sporo trudności, ale próbowaliśmy sobie radzić. Latem przyjechałam i wzięliśmy ślub przy dźwięku syren – komentuje Waleria.

Ciągły lęk i niemożność bycia blisko ukochanej osoby stał się nieodłącznym elementem codzienności ukraińskich kobiet. Waleria odwiedza męża raz na kilka miesięcy. – Nie wolno mu brać urlopu, więc zawsze jadę do niego; zatrzymuję się u różnych ludzi, i jestem im bardzo wdzięczna za pomoc! Przynajmniej będę mogła opowiadać swoim dzieciom o tym, jak mama i tata pobrali się w czasie wojny i wędrowali – mówi z uśmiechem na twarzy i smutkiem w oczach.

„Mój syn ciągle pyta, kiedy wrócimy do domu i czy tata nas odwiedzi”

Iryna również przebywa za granicą, wraz z synem. Jej mąż zgłosił się na front na początku pełnowymiarowej inwazji i od roku broni swojego kraju. Kobieta opuściła Ukrainę w pierwszym miesiącu wojny, w pośpiechu pakując najpotrzebniejsze rzeczy z dzieckiem na rękach. – Bardzo się bałam zostawić dom i męża, przeprowadzić się z małym synkiem do obcego kraju, nie znając nikogo. Nie widziałam jednak innego wyjścia, jak uratować syna. Z mężem cały czas utrzymujemy kontakt, ale nie będę ukrywać, że związki na odległość są trudne. Opornie szła mi integracja z nowym społeczeństwem i kulturą, musiałam trzymać się i nie pokazywać synowi swojego strachu i obaw o męża, choć oczywiście wyczuwał, że jego mamie jest ciężko – wspomina Iryna.

Według kobiety trudności polegają nie tylko na tym, że ona i jej syn tęsknią za mężem, ale także na ciągłym stresie związanym z kwestią pracy, utrzymania dziecka, oswojenia się ze społeczeństwem i braku jakiejkolwiek stabilności w życiu uchodźców.

–Ze łzami w oczach patrzę, jak tęsknią za sobą. Mój syn ciągle pyta, kiedy wrócimy do domu i czy tata nas odwiedzi. Jednak mimo tych uczuć cały czas myślę też o tym, jak utrzymać normalny tryb życia dla mnie i syna, skąd wziąć pieniądze na jego utrzymanie. Nie chcę, żeby czuł się w jakikolwiek sposób ograniczony, ale jest to dość trudne. Brakuje mi obecności męża, tak jakby brakowało jakiejś dużej i ważnej części mnie. Nie mogę się bawić i nie myśleć o tym, jak on sobie radzi i co przeżywa – mówi Iryna, z trudem powstrzymując łzy.

„Są tacy sami jak my: chcą być kochani, szczęśliwi, śmiać się i odpoczywać”

Dziewczyny są przekonane, że miłość i wiara pomagają ich mężom walczyć i pokonać rosyjskich okupantów. Zdaniem Anastazji, żołnierze najbardziej pragną wsparcia ze strony najbliższych – tego, aby ich rodziny doceniały ich decyzje. – Ostatnią rzeczą, jaką chcą usłyszeć, jest to, że mogli postąpić inaczej, nie wstąpić do wojska i zająć pozycję na tyłach, albo odejść ze służby po kolejnej kontuzji. Jeśli twój bliski zdecydował się wstąpić do wojska, wspieraj go, doceniaj i spraw, by nie martwił się o tyły. Ważne, by każdy wiedział, że na niego się czekają, kochają go i wspierają – dzieli się swoimi przemyśleniami żona.

Waleria jest pewna, że miłość jest wielką siłą w walce światła z ciemnością. – Każdy człowiek szuka wsparcia na swój sposób: jedni lubią słowa i miłe gesty, innym wystarcza sama obecność drugiej osoby. Ja zawsze piszę, dzwonię i odwiedzam, gdy tylko jest to możliwe. Ale z całą pewnością mogę powiedzieć, że żołnierze są tacy sami jak my – chcą być kochani, szczęśliwi, śmiać się i odpoczywać, ale przede wszystkim są bohaterami o nerwach ze stali!

Wojna zmieniła Ukraińców. Dzień 24 lutego podzielił życie każdego na „przed” i „po”, zmieniając ich światopogląd i ustalając na nowo priorytety. Podczas gdy cały świat cieszył się tegorocznymi Walentynkami – mężczyźni umawiali się na randki, a dziewczyny czekały na prezenty i oświadczyny – w Ukrainie kobiety chciały tylko jednego: żeby ich bliscy się odezwali i wrócili żywi.

– W każde święto wypowiadam to samo życzenie, żeby wojna skończyła się jak najszybciej i żeby mój ukochany mąż, ojciec mojego dziecka, wrócił cały i zdrowy. Jestem zwykłą Ukrainką, matką i kobietą, która chce tylko spokojnego i szczęśliwego życia rodzinnego, które Rosja odebrała mnie i milionom kobiet. Chciałabym powiedzieć innym, że tak ważne jest, aby doceniać to, co się ma: możliwość spędzenia weekendu w ramionach męża, oglądania, jak on i syn grają w piłkę nożną i pójścia na rodzinny spacer bez obawy, że to będzie ten ostatni – mówi Iryna.

„To dobry znak, świadczy o tym, że ludzie mają w sobie siłę, aby iść dalej”

Najlepszą rzeczą, jaką można w tej trudnej sytuacji zrobić, jest zwrócenie się po wsparcie do psychologa. Od początku wojny Ukraińcy są w ciągłym stresie, który wpływa na stan psychiczny i emocjonalny ludzi, a także ich na relacje.

– Na początku wojny większości klientom pomagałam w poradzeniu sobie z bólem utraty. Teraz dostaję już inne prośby, bardziej związane z relacjami, pracą, seksem i seksualnością. Jest to dobry znak, świadczy o tym, że ludzie mają w sobie siłę, aby iść dalej. Ale to nie znaczy, że ukraińskie kobiety zapomniały o wojnie, ten temat jest poruszany podczas prawie każdego spotkania – opowiada ukraińska psycholożka Anastazja Neonowa.

Żołnierze na froncie potrzebują wsparcia, aby przetrwać wyczerpujące bitwy i mroźne temperatury. Jednocześnie często starają się chronić swoich bliskich przed bolesną prawdą, nie ujawniając szczegółów tego, co dzieje się na froncie; w efekcie wycofują się emocjonalnie. Zdaniem psycholożki, czasem – aby nie zniszczyć związku i poczucia własnej wartości poprzez różne przemyślenia i spekulacje – warto jest wprost zapytać bliską osobę o to, jakiego rodzaju wsparcia potrzebuje; nawet, jeżeli na przyjęcie tej pomocy nie jest jeszcze gotowa.

– Ważna jest przestrzeń do mówienia o uczuciach, co czasami jest trudne, zwłaszcza gdy chodzi m.in. o utratę kolegi-żołnierza. W tym przypadku ten proces jest częścią żałoby. Nie każdy potrafi od razu mówić o ciężkich przeżyciach, wspomnieniach itp. Warto też pamiętać o kontrolowaniu w sobie nadmiernej chęci pomagania. Jeżeli będziemy zbyt natarczywi, możemy zaszkodzić. Bo równie ważne, jakkolwiek dziwnie to może zabrzmieć, jest pozwolenie ukochanej osobie na zamknięcie się w sobie i nie zwierzanie się, gdy nie ma ona na to ochoty.

W takich przypadkach pomocne mogą być następujące zwroty:

  • „Jestem tu dla ciebie i jestem gotowa cię wysłuchać, kiedy tylko będziesz gotów”
  • „Jeśli chcesz, możemy porozmawiać o czymś innym”
  • „Mogę sobie tylko wyobrazić, jak trudne jest to dla ciebie, przykro mi”
  • „Czy jest coś, co mogę dla ciebie w tej chwili zrobić?”

Anastazja tłumaczy, że dobry dialog jest podstawą dobrego związku. Ważne jest dostrzeganie nie tylko swoich potrzeb i emocji, ale także emocji i potrzeb drugiej połówki.

– Bardzo łatwe jest mówienie o tym w teorii, ale w praktyce wygląda to zazwyczaj o wiele trudniej. Wiem na pewno, że kiedy zadajemy pytania wyjaśniające (a nie tylko fantazjujemy o tym, co dana osoba chciała nam powiedzieć), otwarcie mówimy o swoich uczuciach i przeżyciach, używamy komunikatu „ja” w przekazywaniu naszych myśli, to działa. Ale narzędzie komunikacji jest jak mięsień, który wymaga ćwiczenia; i jeżeli czujemy, że ten mięsień jest sztywny, warto poszukać pomocy u psychologa – zaznacza.

Miłość na odległość z wojskowym często może powodować niepokój o życie drugiej połówki, zwłaszcza gdy jest ona na froncie. Bez względu na to, jak bardzo uciekamy od własnych uczuć, taka jest teraz nasza rzeczywistość. Ale mimo całego tego horroru, możemy sobie pomóc.

– Pierwsze, co może pomóc, to wiara: w siłę męża, jego możliwości, Boga, wszechświat, sprawiedliwość, lepszą przyszłość – każdy może wybrać coś, co stanie się dla niego wsparciem. Druga to pomoc i przestrzeń, w której można podzielić się swoimi uczuciami. Psycholog, przyjaciele, grupy wsparcia, rodzina – to środowisko może przynieść pomoc. Nie bój się o nią prosić, to jest w porządku. Po trzecie – techniki. Przydać się może próba 10-minutowego zapisywania własnych lękowych myśli, a następnie podzielenie ich na dwie kolumny: to, co możemy kontrolować/zmienić i to, co jest poza naszą kontrolą. Dobrze działają też techniki oddechowe, które możemy znaleźć w Internecie i wybrać te, które najbardziej nam odpowiadają – podsumowuje psycholog.

Czytaj też:
Został zasypany żywcem, z „zaświatów” zawalczył o swój los. „Krzyk sam się wydobywał”
Czytaj też:
Mróz, mrok i „pier****** Rosjanie”. Tak Ukraińcy radzą sobie bez prądu
Czytaj też:
Taka może być Ukraina w 2030 roku. Prof. Libanova mówi o realnym scenariuszu i marzeniach