Motocykl, kozy, 15 toreb, 300 kg mąki. Oni nie chcą wyjechać, ona wciąż przychodzi i namawia

Motocykl, kozy, 15 toreb, 300 kg mąki. Oni nie chcą wyjechać, ona wciąż przychodzi i namawia

Victoria czeka na wojskowy kontrakt, do tego czasu jeździ i namawia ludzi do ewakuacji
Victoria czeka na wojskowy kontrakt, do tego czasu jeździ i namawia ludzi do ewakuacji Źródło: WPROST.pl / Karolina Baca-Pogorzelska
– Mam 93 lata, wszystko mi jedno, gdzie umrę – mówi 93-letnia Ołeksandra z Czasiw Jaru, gdy Viktoria Czarkowska przyjeżdża po raz kolejny namówić ją na ewakuację. Inna, schorowana kobieta, nie chce jechać, bo się boi, że szabrownicy okradną jej mieszkanie. Zaś jeden mężczyzna spakował się w 15 toreb i powiedział, że bez tego nie wyjedzie. Czarkowska, drobna blondynka z polskim i ukraińskim paszportem ma jednak świętą cierpliwość. Tylko dzięki temu udało się jej namówić na ewakuację tak wiele osób – najpierw z Bachmutu, teraz z Czasiw Jaru, gdzie jej towarzyszyliśmy.

Z Viktorią spotykamy się w Kramatorsku, ustalając szczegóły na następny dzień. Zbliżała się prawosławna Wielkanoc, ale na Donbasie nikt się kalendarzem nie przejmuje. Jej telefon nie przestaje dzwonić i wysyłać powiadomień. Umawiamy się na sobotę.

– Córka chce zabrać mamę z Czasiw Jaru do Kramatorska, pojedzie z nami – mówi Viktoria.

Umawiamy się na konkretną godzinę, ale jak to na wojnie – plany się zmieniają. Rano Viktoria mówi, że mama nakrzyczała na córkę, że nigdzie nie jedzie, więc jedziemy sami.

Viktoria i Wołodymyr, z którym pracuje, po raz kolejny będą namawiać kobietę na wyjazd z Czasiw Jaru, miasta, które wygląda jak Bachmut w listopadzie czy grudniu ubiegłego roku. Miasta, które non stop jest ostrzeliwane, bo znajduje się niespełna 15 km od Bachmutu, a dzielnica Kanał to może 7-8 km od miejsca najcięższych obecnie walk.

Spotykamy się w sobotę w umówionym miejscu i ruszamy.

Źródło: Wprost