Zmarł Luciano Pavarotti

Zmarł Luciano Pavarotti

Dodano:   /  Zmieniono: 
Luciano Pavarotti - jeden z najwybitniejszych śpiewaków operowych, nazywany królem opery - zmarł w czwartek nad ranem w Modenie (północne Włochy) w wieku 71 lat.

Śpiewak od dłuższego czasu cierpiał na raka trzustki, a po operacji przed ponad rokiem przestał pokazywać się publicznie. Od lipca pojawiały się sprzeczne doniesienia na temat stanu jego zdrowia: podczas gdy córka ogłosiła, że jest umierający, żona zapewniała, że pokonał chorobę i pracuje nad nową płytą, która miała być dla jego wielbicieli wielką niespodzianką.

Uroczystości pogrzebowe odbędą się w sobotę w rodzinnej Modenie. W czwartek o godz. 20 trumna z ciałem Pavarottiego zostanie wystawiona w tamtejszej katedrze. Hołd będzie można składać do północy, a także w piątek od godz. 6 rano przez cały dzień i w sobotę do godz. 13.

Luciano Pavarotti urodził się 12 października 1935 r. w Modenie. Jego ojciec był chórzystą w miejscowej operze. Jako dwunastolatek Luciano był na występie Beniamina Gigli, co zrobiło na nim ogromne wrażenie i - jak twierdził artysta - wpłynęło na jego późniejsze decyzje.

Miał niezwykle mocny głos, o rozległej skali, sięgającej do c2. Dyskografia Pavarottiego obejmuje ponad trzydzieści oper zarejestrowanych w całości. Na całym świecie sprzedano ok. 100 milionów płyt z jego nagraniami.

Debiutował w 1961 r. rolą Rudolfa w "Cyganerii" Giacomo Pucciniego. W 1963 r. po raz pierwszy wystąpił w spektaklach operowych poza granicami Włoch - m.in. w "Łucji z Lammermoor" w Amsterdamie i w "Madame Butterfly" w Barcelonie.

W następnym roku podpisał pierwszy kontrakt z firmą Decca, a w 1966 nagrał dla niej pierwszą operę w całości - "Beatrice di Tenda" Belliniego oraz recital arii operowych. W 1967 roku podpisał z tą firmą kontrakt na wyłączność.

Specjalizował się w repertuarze belcanto szczególnie w operach Belliniego, Donizettiego, Rossiniego i Verdiego. W kolejnych latach swej dynamicznie rozwijającej się kariery występował w najsłynniejszych teatrach operowych świata, w partiach tenorowych dziesiątek oper. W latach 90. przeniósł zamknięty, elitarny świat opery do parków i na stadiony. Śpiewał m.in. w londyńskim Hyde Parku, w Madison Square Garden, Central Parku w Nowym Jorku i pod Wieżą Eiffla.

W 1990 r. odbył się słynny koncert Trzech Tenorów - Pavarotti wraz z Placido Domingiem i Jose Carrerasem wystąpił w rzymskich Termach Karakalli. Nagranie z tego koncertu stało się największym przebojem fonograficznym w dziedzinie muzyki poważnej. W ciągu trzech miesięcy sprzedano na świecie trzy miliony płyt i kaset.

Od tego czasu Pavarotti chętnie występował na wielkich koncertach plenerowych. Jednym z nich był występ w Hyde Parku, dla 150 tysięcy fanów, w obecności księcia i księżnej Walii. W 1992 r. po raz pierwszy zorganizował w rodzinnej Modenie koncert charytatywny "Pavarotti i przyjaciele", gdzie zaśpiewał wspólnie z gwiazdami muzyki rockowej i rozrywkowej, m.in. ze Stingiem, Zucchero, Mikem Oldfieldem.

Z Pavarottim nagrywali m.in. Bono z U2, Ricky Martin, Eric Clapton.

Wielkim wydarzeniem towarzyskim był jego ślub 13 grudnia 2003 roku z Nicolettą Mantovani, jego byłą sekretarką, młodszą o 35 lat. Uroczystość zaślubin odbyła się w teatrze w Modenie.

Ich córka Alice ma obecnie 4,5 roku. Gdy jako kilkumiesięcznemu dziecku zdarzało się jej w nocy płakać, Pavarotti uspokajał ją w nietypowy sposób - śpiewał jej najgłośniej jak tylko potrafił.

Przed domem Pavarottiego w Modenie gromadzą się tłumy wielbicieli oraz liczni dziennikarze. Władze miasta uruchomiły specjalny numer telefonu, pod którym udzielane są informacje na temat sobotnich uroczystości żałobnych. W witrynie ulubionej restauracji artysty w Modenie pojawiła się rano kartka: "zamknięte z powodu żałoby".

We wspomnieniach zmarły król opery jawi się jako wielki artysta i niekwestionowany talent, ale też człowiek pogodny, otwarty, przyjazny, doskonały kompan.

Według krytyka muzycznego Bogusława Kaczyńskiego, Pavarotti był "legendą opery XX wieku". "Łączył w sobie wszystkie niezbędne cechy wielkiej gwiazdy - piękny głos, zdumiewające opanowanie włoskiej szkoły belcanta i niepowtarzalną, kolorową osobowość. To wszystko w połączeniu dawało efekt najwyższej klasy mistrzostwa. Jego kreacje, tworzone na scenach całego świata, przeszły do historii muzyki operowej" - powiedział PAP Kaczyński.

Śpiewak operowy Bernard Ładysz ocenił, że nie tylko głos decydował o wielkości Pavarottiego. "Bo oprócz głosu trzeba być człowiekiem. Głosem można dać dużo albo nic nie dać. (...) Głos dostaje się od natury. Ale to jest mało, trzeba mieć jeszcze wnętrze, serce, uczucie. Ten człowiek miał w sobie wszystko: głos, moc, siłę, potęgę, uczucie, serce i dziesiątki innych rzeczy. (...) - zauważył.

Dyrektor Teatru Wielkiego w Poznaniu Sławomir Pietras powiedział, że głos Pavarottiego był "pełen słońca, złota, radości, optymizmu". "Był kwintesencją włoskiego belcanta. Mimo że XX wiek był erą wielkich tenorów - z Włoch pochodzili chociażby Enrico Caruso, Beniamino Gigli, Giuseppe Di Stefano, Mario del Monaco czy Franco Corelli - on był z nich najwspanialszy" - ocenił.

Hiszpański śpiewak Jose Carreras, jeden z Trzech Tenorów, wspominał Pavarottiego jako człowieka o wielkiej charyzmie, świetnego przyjaciela, gracza w pokera, a także kucharza. "Nie ma wątpliwości, że był jednym z najważniejszych tenorów naszych czasów" - zaznaczył.

Hiszpański tenor Placido Domingo podkreślał niezwykłe poczucie humoru zmarłego króla opery. "Czasami na naszych koncertach z Jose Carrerasem zapominaliśmy, że występujemy przed publicznością, która zapłaciła za bilety, bo cała nasza trójka miała po prostu świetną zabawę" - mówił śpiewak. Z kolei znany włoski reżyser filmowy i operowy Franco Zeffirelli wspominając zmarłego oświadczył: "Byli tenorzy i był Pavarotti".

Zdaniem reżysera, największą zasługą gwiazdy opery było to, że traktował muzykę jako jedność.

Najlepiej Pavarotti zademonstrował to organizując wielkie koncerty "Pavarotti i Przyjaciele", w czasie których śpiewał razem z gwiazdami rocka i muzyki pop. "Zawdzięczamy Pavarottiemu to, że kultura operowa została doceniona przez młode pokolenia" - podkreślił Zeffirelli.

Były wieloletni szef La Scali Carlo Fontana, obecnie senator, oświadczył: "Pavarotti miał złoto w gardle".

"Niektórzy śpiewają opery, on był operą" - podsumował irlandzki rockman Bono.

Artystę wspominali także politycy. Premier Włoch Romano Prodi napisał w depeszy kondolencyjnej do rodziny zmarłego, że "wraz ze śmiercią Luciano Pavarottiego zginął wielki głos muzyki i Włoch".

Prezydent Francji Nicolas Sarkozy ocenił, że "jego artystyczne zalety, w połączeniu z ciepłem i charyzmą, pociągały cały świat".

Komisja Europejska oświadczyła w specjalnym komunikacie, że dzień śmierci włoskiego tenora "to smutny dzień dla kultury w Europie".

pap, ss