Smerfy, bądź inaczej nazywani robotami lub zbirami, wzbudzają strach nie tylko wśród protestujących, ale także wobec samych uczestników sztafety. - Biegłam, kiedy jakiś facet wyskoczył z tłumu, złapał za znicz i próbował mi go wyrwać. Wtedy oni powalili go na ziemię. A wszyscy dookoła krzyczeli: biegnij! To było trochę surrealistyczne - opowiada dziennikarka telewizyjna, która biegła z ogniem w Londynie. - Byłam zadziwiona, myślałam: o rany, kim oni są? Ruszali się jak roboty, wszczynali kłótnie z naszą policją. Rzucali mi rozkazy "stój" albo "biegnij". Łapali za rękę, żebym wyżej trzymała znicz - dodaje. Inny uczestnik sztafety w Londynie zapamiętał ich jeszcze gorzej. - Trzy razy próbowali mnie popchnąć. Byli okropni, nie mówili po angielsku. Zupełnie jak jakieś zbiry. W innych miastach organizatorzy sztafety powinni się ich pozbyć - relacjonuje. Kolejnej uczestniczce zerwali z głowy i porwali chustkę z flagą Tybetu.
j/"Dziennik"