Prasa o irlandzkim "nie"

Prasa o irlandzkim "nie"

Dodano:   /  Zmieniono: 
Sprawa odrzuconego przez Irlandczyków Traktatu Lizbońskiego zajmuje całą prasę europejską. Komentatorzy zwracają uwagę na rozziew między brukselską demokracją a obywatelami, a także na to, że obecny sposób głosowania daje mniejszości możliwość zablokowania wszelkich zmian.
The Times
Najlepszym rozwiązaniem dla UE w świetle wyniku irlandzkiego referendum w sprawie ratyfikacji Traktatu Lizbońskiego byłoby funkcjonowanie na dotychczasowych zasadach - twierdzi publicystka "Timesa" Bronwen.

Według niej UE jak dotąd dobrze sobie radziła bez konstytucji i nadal może rozwiązywać różne kwestie dotyczące jej funkcjonowania. Wśród tych kwestii wymienia: ustalenie, czy urząd prezydenta UE jest potrzebny, pro i kontra wspólnej polityki zagranicznej, różne aspekty polityki społecznej i ekonomicznej.

"Może to oznaczać, że UE będzie bardziej ograniczona w tym, co może zrobić jako Unia, i że zakres polityki, co do którego wszyscy jej członkowie będą zgodni okaże się węższy, niż był w przeszłości, ale ostatnie lata, dzielące UE od dwóch ekspansji na kraje postkomunistyczne nie dały powodów do wpadania w czarnowidztwo, wprost przeciwnie" - napisała.

 

Polemizuje zarazem z argumentem zwolenników Traktatu Lizbońskiego, jakoby bilans kosztów i korzyści przemawiał za jego przyjęciem. Wskazuje, że niektóre z domniemanych korzyści i kosztów na obecnym etapie nie są widoczne, a zatem bilansu nie da się przeprowadzić.

Maddox przyznaje, że trudności, na jakie napotyka funkcjonowanie UE złożonej z 27 członków są oczywiste. Traktat Lizboński miał usunąć niektóre z nich pozbawiając poszczególne kraje możliwości blokowania polityki uzgodnionej przez pozostałe, ale wyniki referendów we Francji, Holandii i obecnie Irlandii dowodzą jej zdaniem, że takiego właśnie rozwiązania wyborcy nie chcą.

The Independent
Odrzucenie przez Irlandczyków Traktatu Lizbońskiego nie powinno mieć wyższej rangi niż jego zaaprobowanie przez co najmniej 14 innych państw UE, dlatego po kosmetycznych poprawkach Komisja Europejska powinna odesłać go Irlandczykom do zaaprobowania za drugim razem - pisze "The Independent". "Procedura zastosowana w przypadku Traktatu z Nicei zaaprobowanego przez Irlandczyków w drugim głosowaniu musi zostać zastosowana ponownie" - stwierdza pismo wskazując, iż przyjęcie Traktatu leży w interesie wszystkich państw UE.

"Każdy, komu zależy na tym, by UE mogła odgrywać poważniejszą, globalną rolę w XXI w. zgodzi się z tym, że musi być bardziej efektywna w podejmowaniu decyzji, a jej głos na arenie międzynarodowej lepiej słyszalny. Do tego właśnie potrzebuje Traktatu Lizbońskiego, w szczególności stałego prezydenta, przedstawiciela od spraw polityki zagranicznej, przebudowanej Komisji i głosowania w systemie kwalifikowanej większości" - napisano w komentarzu.

[[mm_1]]Gazeta wskazuje zarazem, iż Bruksela nie może zbagatelizować wyniku irlandzkiego referendum i musi uporać się z kwestią "demokratycznego deficytu". Jeśli tego nie zrobi, odda pole populistom takim, jak Declan Ganley, który kierował lobby przeciwników traktatu - Libertas.

"The Independent" radzi Brukseli, by potraktowała walkę z korupcją jako kwestię życia i śmierci. Uważa też, że politycy UE powinni lepiej tłumaczyć swoim wyborcom na czym polegają korzyści z członkostwa, zamiast "traktować Brukselę jak wygodnego kozła ofiarnego obwinianego za nieprzyjemne skutki globalizacji".

The Irish Independent
Przegrana zwolenników Traktatu Lizbońskiego w referendum oznacza, że lider Partii Republikańskiej (FF) Brian Cowen oblał swój pierwszy prawdziwy sprawdzian na urzędzie premiera, za co zapłaci utratą części politycznego kapitału - pisze irlandzki dziennik "Irish Independent".

Faktu tego nie zmienia to, że porażkę poniósł nie tylko Cowen, który objął urząd premiera na sześć tygodni przed referendum, ale także największe opozycyjne ugrupowania polityczne: Partia Jedności Irlandzkiej i Partia Pracy.

Wśród powodów dziennik wskazuje na kryzysowe okoliczności ustąpienia poprzedniego premiera Bertie Aherna oskarżonego o korupcję, które przesłoniły przygotowania do referendum i oddały inicjatywę w ręce przeciwników Traktatu. Ich "siły i bezwzględności rząd nie docenił" - zauważa irlandzki dziennik.

"W rezultacie zwolennicy Traktatu znaleźli się w niekorzystnym położeniu, w którym byli zmuszeni niemal cały czas odpierać fałszywe argumenty jego przeciwników, zmieniające się nie tylko z dnia na dzień, ale nieomal z minuty na minutę" - dodaje.

"Irish Independent" uważa też, że Cowen popełnił polityczny błąd przyznając, że nie czytał Traktatu, bo wzmocnił w ten sposób argument przeciwników, iż nie należy głosować za dokumentem, którego się nie zna i nie rozumie. Złe wrażenia zrobiła też na Irlandczykach wypowiedź szefa francuskiego MSZ Bernarda Kouchnera, który zagroził im, że zapłacą wysoką cenę za głosowanie na "nie".

Le Soir
Nie można pozwolić, by odrzucenie w irlandzkim referendum Traktatu z Lizbony przeszkodziło wejściu w życie reformy Unii Europejskiej - pisze belgijski dziennik "Le Soir", który ma nadzieję, że politycy szybko wymyślą sposób na przyjęcie idei traktatu.

 

Zdaniem dziennika, Irlandczycy "mieli oczywiście prawo powiedzieć +nie+". "Jednak demokracja staje się względna, jeśli mniej niż milion obywateli narzuca swoje weto połowie miliarda innych" - zauważa gazeta.

"Le Soir" podaje w wątpliwość sens organizowania referendów w sprawach integracji europejskiej, ponieważ przyczyną odrzucenia Traktatu przez Irlandczyków było wszystko, poza jego zapisami. Przypomina, że także w 2005 roku Francuzi i Holendrzy odrzucili eurokonstytucję "kierując się raczej kontekstem niż samym tekstem". "Polityka i Europa to poważne sprawy - apeluje dziennik. - Przestańmy grać w rosyjską ruletkę referendów (...) i pozwólmy naszym parlamentarzystom robić to, do czego zostali przez nas wybrani".

Prasa francuska
Irlandzkie "nie" pogrąża Europę w nowym kryzysie i stawia w kłopotliwej sytuacji Francję, która w lipcu obejmie przewodnictwo w Unii Europejskiej - piszą francuskie dzienniki.

"Irlandia-Europa 1-0" - pod takim sportowym tytułem lewicowy "Liberation" obwieszcza zwycięstwo irlandzkich przeciwników Traktatu Lizbońskiego. Gazeta zauważa, że odrzucenie przez Irlandczyków Traktatu osłabia nadchodzące półroczne francuskie przywództwo Unii.

[[mm_2]]Jednak, według "Liberation", z tej porażki trzeba szybko wyciągnąć wnioski. "+Nie+ Irlandczyków bierze się z niepokoju, który nie ma w sobie nic szczególnie irlandzkiego. Europejczycy nie ufają konferencjom przywódców na szczycie i chcą, aby ich słuchano" - czytamy w dzienniku. Dlatego jednym z zadań francuskiego przewodnictwa powinno być nie tylko przeprowadzanie reform Unii, ale też wyjaśnianie sensu tych reform zwykłym obywatelom - zauważa gazeta.

Konserwatywny "Le Figaro" wybija na pierwszy plan groźbę nowego kryzysu wewnątrz Wspólnoty. W opinii gazety istnieje jednak proste wyjście z tych tarapatów. "Nowy tekst (Traktatu Lizbońskiego - PAP), z drobnymi poprawkami odpowiadającymi na irlandzkie niepokoje, może być poddany ponownemu referendum w tym kraju. Jeśli zostanie przyjęty, kryzys pozostanie małym incydentem, a Traktat wejdzie w życie z kilkumiesięcznym opóźnieniem" - uważa "Le Figaro".

Prasa włoska
"Corriere della Sera" stawia tezę: Unia jest poważnie chora, a Traktat Lizboński - "technicznie martwy". Największa włoska gazeta przypomina, że Irlandczycy jako trzeci europejski naród, po Francuzach i Holendrach, którzy wcześniej odrzucili Traktat Konstytucyjny, "odesłali do nadawcy niewyraźny portret pamięciowy niekochanej Unii".

Nikt nie zechce się poddać - podkreśla włoski komentator zauważając zarazem, że "ponowne zaprowadzenie Irlandczyków do urn, proszenie Dublina, by przestał przeszkadzać, trzymanie się obecnie obowiązującego traktatu z Nicei" będzie bardzo trudne.

Dlatego też jego zdaniem, mimo licznych deklaracji poszczególnych państw o woli ratyfikacji Traktatu, "wszędzie powróci uczucie paraliżu i niemocy, które w 2005 roku było następstwem odrzucenia Traktatu Konstytucyjnego we Francji i Holandii".

Ale - według mediolańskiego dziennika - "prawdziwa choroba Europy" tkwi gdzie indziej.

"Pytamy przede wszystkim, jak to możliwe, że kraj wyprowadzony z zacofania dzięki Unii Europejskiej tak surowo głosuje przeciwko niej (...) Pytamy wreszcie, z jakich powodów Europa jest tak bardzo odległa od narodowej zgody, nie w eurosceptycznej Wielkiej Brytanii, ale wśród jej beneficjentów i państw założycielskich" - zastanawia się "Corriere della Sera".

Według publicysty główną przyczyną takiego stanu rzeczy jest to, że UE nie nauczyła się komunikować z obywatelami i mówi biurokratycznym, niezrozumiałym językiem; traktaty wydają się być przeznaczone dla naukowców akademickich a nie dla społeczeństwa.

"La Repubblica" uderza w czarnowidztwo: "110 tysięcy irlandzkich głosujących (przewaga przeciwników dokumentu nad zwolennikami) wykoleiło pociąg Traktatu Lizbońskiego, którym podróżowało 450 milionów europejskich obywateli". Według rzymskiej gazety konieczna jest w obecnej sytuacji realizacja "planu B" przez Brukselę. Jednak dziennik zwraca przede wszystkim uwagę na niepokojące konsekwencje referendum w Irlandii: od stycznia - przypomina - Unia nie będzie miała ani stałego przewodniczącego Rady, ani ministra spraw zagranicznych.

W rezultacie - dodaje - "druga potęga planety jest wpatrzona we własny pępek nie mając ani czasu, ani woli, ani narzędzi, by rozwiązać realne i dramatyczne problemy świata". Ostrzega jednocześnie, że irlandzkie "nie" podsyca w całej Europie populistyczne "zachcianki" i "jad". Według publicysty dziennika szkody, wyrządzone przez referendum w Irlandii są "nie do naprawienia", a zadany cios - "prawdopodobnie śmiertelny".

"La Stampa" natpmiast wyraża przekonanie, że zamiast rozdzierać szaty z powodu "końca Europy", należy zadać sobie pytanie, czy głosowanie to było rzeczywiście katastrofą. Według turyńskiej gazety Unia będzie działać dalej według ustaleń traktatu z Nicei, a lekcja z 12 czerwca jest następująca: nawet krajowi, który na papierze ma najsolidniejsze listy uwierzytelniające, grozi dojście do głosu antyeuropejskiej duszy w przypadku normalnego głosowania.