Grabież Gruzji

Dodano:   /  Zmieniono: 
Sygnały nadchodzące od naszych korespondentów z okupowanych lub zagrożonych obszarów pozwalają sądzić, że rzeczywiste wycofywanie się wojsk rosyjskich może zacząć się w ciągu tygodnia - powiedział redaktor naczelny gruzińskiego dziennika "Rezonansi" Lasza Tuguszi.

Redakcja tej wpływowej gazety, która przed wybuchem wojny z Rosją miała opinię opozycyjnej wobec prezydenta Micheila Saakaszwilego, przyjęła wobec wydarzeń postawę solidarności narodowej, jak prawie cała opozycja.

"Staramy się dostarczyć opinii publicznej maksimum informacji o ruchach i poczynaniach wojsk okupacyjnych" - mówi Tuguszi i dodaje, że ostatnie doniesienia "nie napawają optymizmem".

Gdy już rozpocznie się proces stabilizacji, jego przebieg w przekonaniu redaktora naczelnego "Rezonansi" będzie zależał w wielkiej mierze od proporcji udziału Rosjan w międzynarodowych siłach pokojowych w Gruzji. "Ich udział w tych siłach jest zapewne nieunikniony, ale jeśli mieliby stanowić większość, należy zapomnieć o stabilizacji" - uważa Tuguszi.

W czasie rozmowy do redakcji "Rezonansi" co chwila napływają doniesienia od korespondentów terenowych. Z Poti przyszła wiadomość od miejscowych władz gruzińskich o podpaleniu kolejnych urządzeń portowych i zagarnięciu przez wojsko rosyjskie w cywilnej części portu samochodów i innego mienia należącego do zagranicznych inwestorów i przedsiębiorstw żeglugowych.

Rosjanie zatrzymali 20 gruzińskich policjantów i ochroniarzy, którzy starali się nie dopuścić do grabieży.

Gruzińskiej policji udało się natomiast zatrzymać niewielką kolumnę rosyjskich pojazdów bojowych, która nagle pojawiła się zupełnie nieoczekiwanie na drodze do miasta Saczchere, 200 km na zachód od Tbilisi, daleko od rosyjskich "stref bezpieczeństwa".

Pojawianie się takich "zabłąkanych" rosyjskich pododdziałów w różnych punktach kraju stwarza atmosferę zagrożenia i niepewności wśród mieszkańców gruzińskiej prowincji. Wiele rodzin obawia się wracać z wakacji w górach z powodu rosyjskich blokad i niepewnej sytuacji na drogach.

W jeszcze gorszej sytuacji znalazły się tysiące obywateli Armenii, którzy utknęli w Batumi i mniejszych gruzińskich kurortach, nie mogąc drogą lądową wrócić do kraju.

"Mam nadzieję, że Europa i świat zdają sobie już sprawę, iż ten nowy konflikt na Kaukazie może się okazać pierwszym gorącym starciem w nowej zimnej wojnie" - powiedział Lasza Tuguszi.

pap, keb