Austria skręca na prawo

Austria skręca na prawo

Dodano:   /  Zmieniono: 
Austria po raz kolejny przestraszyła Europę. Bardzo dobry wynik partii populistycznych to, poza innymi aspektami, także wyraz niezadowolenia Austriaków z zacieśniania wewnętrzunijnych więzów.
Austria już raz wprawiła Europę w konsternację, gdy kilka lat temu w wyborach zwyciężył Joerg Haider. Wówczas Bruksela zdecydowała się na bezprecedensowe sankcje dyplomatyczne wobec Wiednia i zamrożenie relacji na linii Austria-Unia Europejska. Czas pokazał, że był to błąd; Austriacy uznali reakcję Brukseli za mieszanie się w wewnętrzne sprawy ich kraju i poparcie dla Haidera zamiast zmaleć, wzrosło. UE wyciągnęła wnioski z tej lekcji i nigdy później nie zdecydowała się na podobne zachowanie. Gdy w innych krajach np. Słowacji do władzy dochodziły partie populistyczne, kończyło się jedynie na słowach "umiarkowanego zadowolenia z wyniku wyborów".

Wyniki wyborów w Austrii faktycznie dają do myślenia. Co prawda zwyciężyli socjaldemokraci, osiągnęli jednak najsłabszy w historii wynik. Ponad 18 proc. poparcie dla populistycznej partii Heinza-Christiana Strache, FPO to faktycznie "historyczny sukces" tej formacji. A dodajmy do tego reaktywację Joerga Haidera, którego nowe ugrupowanie BZO otrzymał 11 proc. poparcie. Łącznie więc partie, uznawane za populistyczne zdobyły około 30 proc. głosów. W tej sytuacji bardzo ciężko będzie utworzyć stabilny rząd; lewica będzie musiała poszukać koalicjantów, mając świadomość istnienia bardzo silnej opozycji.

Skąd tak dobry wynik prawicy? Z lęku przed zbytnią integracją europejską - zwłaszcza po wejściu w życie traktatu lizbońskiego i obawy przed ograniczeniem suwerenności Austrii. To także wyraz niechęci do imigrantów. Znamienne, że w dniu wyborów w Austrii doszło do kilku incydentów sprofanowania cmentarzy muzułmańskich. I wreszcie wybory w Austrii to wiatr w żagle dla innych europejskich frakcji populistycznych i ich wyborców. Nic więc dziwnego, że zwłaszcza lewicowi komentatorzy nie kryją zaniepokojenia.