Europa ugotowana

Europa ugotowana

Dodano:   /  Zmieniono: 
Gdy Wall Street zapadła się w kryzysie, który uznano za największy od lat 30. ubiegłego wieku, europejscy przywódcy beztrosko machali ręką: to nas nie dotyczy. Ale kiedy zamieszanie na rynkach finansowych zaczęło rozlewać się po wszystkich kontynentach – w globalnej gospodarce finanse są jak krwiobieg - w Europie nagle zawrzało, a politycy gorączkowo łapali się za głowy, jak tu zapobiec upadkowi głównych banków i ratować posiadaczy bankowych oszczędności.
Od spokojnego zapewniania, że sytuacja jest pod kontrolą, przeszli do nerwowego wykrzykiwania, że warunki są gorsze, niż ktokolwiek mógłby przypuszczać. „Europejski interes wymaga intensywnej koordynacji" – ocknął się prezydent Francji Nicolas Sarkozy (Francja przewodzi od lipca Unii). Ale ponieważ 27 krajów unijnych nie mogło się doczekać żadnego spójnego głosu z Brukseli, przyjęli taktykę „ratuj się, kto może”.

Pierwsza zareagowała Irlandia, wprowadzając gwarancje dla długów i depozytów w sześciu swoich największych bankach. Brytania  była oburzona, bo depozyty z jej krajowych kont zaczęły wypływać na sąsiednią wyspę. Na swoim blogu w „Financial Times" Willem Buiter, profesor szacownej London School of Economics, pisał z oburzeniem: "Irlandzkie gwarancje to najbardziej bezczelna prowokacja wobec sąsiada, od kiedy w średniowieczu armie oblężnicze katapultowały do środka obleganych miast ciała zarażonych morem”. Potem podobne gwarancje zapewniła swoim bankom Belgia i Holandia, za nimi poszły Grecja, Hiszpania, Niemcy i Brytania. Państwa zaczęły wpompowywać w krajowe banki podatki obywateli - co dla większości ludzi do tej pory nie jest całkiem zrozumiałe - by zapobiec totalnej katastrofie finansowej.

I tak nagle skończył się okres urzędowego optymizmu, kiedy decydenci i finansiści uważali, że Europa może cało ujść z gospodarczej burzy. Uczyniono szybki przeskok od beztroski do czarnowidztwa. Jak ocenia Jean Pisani-Ferry, dyrektor brukselskiego instytutu badawczego Bruegel, „Europa stoi wobec pierwszego prawdziwego kryzysu finansowego, jaki dotknął ją bezpośrednio. I nie jest to zwykły kryzys. To coś wielkiego". W każdym razie najpoważniejszego od czasu utworzenia w 1999 r. strefy euro. Angel Gurria, sekretarz generalny Organizacji Współpracy Gospodarczej i Rozwoju ostrzega, że konsekwencje kryzysu finansowego mogą być dla Europy większe i bardziej długotrwale niż dla USA. - Parasol trzeba kupować wtedy, gdy świeci słońce. Teraz pada, a parasole niektórych krajów są mizerne – mówi.

Kiedy dane z wielu krajów Europy potwierdzają, że kontynent przeżywa głębokie gospodarcze spowolnienie, ujawniło się po raz kolejny coś, co od dawna nęka Unię w obliczu kryzysów politycznych i nie tylko – Europa ma trudności z podejmowaniem wspólnych działań. Unia Europejska nie jest zdolna do wypracowania planu ratowania swego systemu finansowego, który przypominałby amerykański plan sekretarza Paulsena. I nie tylko dlatego, że nie ma federalnego budżetu i taki plan nie pasuje do jej politycznej struktury, ale też przede wszystkim dlatego, że Europa nie ma wyraźnej strategii ekonomicznej.

I choć niektórzy optymiści, jak Sylvester Eijffinger, członek grupy doradców ds. finansowych Parlamentu Europejskiego, uważają, że postęp w Europie zazwyczaj jest rezultatem kryzysu i że to może właśnie być jeden z tych rzadkich momentów w historii Unii Europejskiej, wciąż aktualny jest dowcip z 1970 r., kiedy Henry Kissinger ironizował, pytając o numer telefonu do wspólnoty europejskiej.