Polityczna (nie) racjonalność

Polityczna (nie) racjonalność

Dodano:   /  Zmieniono: 
Słuchając większości komentatorów życia publicznego można odnieść wrażenie, że polityka jest strasznie nudna. Wszystko w niej jest jasne – „Kaczyński - polityczny trup, nie ma szans na reelekcje”, „McCain już może myśleć o emeryturze”, „Tusk zostanie prezydentem”. Skoro wszystko jest jasne, to po co jeszcze głosować?
Z prostej przyczyny -  jest zupełnie odwrotnie. Niezdarni futurolodzy – bo tak powinno nazywać się większość polskich „liderów opinii"- bardziej przypominają jurorów z „Tańca z Gwiazdami” niż profesjonalnych analityków. Podobnie jak jurorzy w popularnym show, pewni swego, autorytatywnie orzekają o przyszłym wzlocie i upadku kolejnego politycznego zawodnika. Podnoszą tabliczkę z numerem 10 przekonując, że ten a nie inny będzie górować przez całą kadencję. Zupełnie tak samo jak wspomniani znawcy walca i fokstrota zachwycają się formą, kierując się własną racjonalnością. Gdy dochodzi jednak do policzenia głosów, czy to widzów w przypadku telewizyjnego show, czy też wyborców w show politycznym, jakim jest kampania wyborcza i potem wybory, okazuje się, że pewność oceniających okazała się złudna.

Dlaczego? Bo w swoich politycznych ocenach zapominają o ważnym czynniku – ograniczonej racjonalności. Traktują politykę jak matematyczny algorytm, który po dokładnym wyliczeniu da jedynie prawdziwy wynik. Realne sytuacje determinują jednak często bardziej emocjonalne niż racjonalne wybory Polaków, Anglików, Włochów czy Amerykanów. Już nie raz przekonywaliśmy się o bezużyteczności długookresowych analiz. 

Kto myślał, iż wybór wicemiss Alaski na kandydatkę do wiceprezydentury odmieni oblicze kampanii prezydenckiej w USA? Kto stawiał na podwójne zwycięstwo PiS-u w wyborach w 2005 r.?  Konia z rzędem temu, kto przewidzi w jakim stopniu kolor skóry Baracka Obamy wpłynie na decyzje Amerykanów 4 listopada.

Na szczęście na większość tych pytań odpowiadamy przecząco -  polityka w przeciwieństwie do rozgrywek polskiej ligi piłki nożnej nie ma swojego „Fryzjera" i dysponuje nieograniczoną  liczby alternatywnych scenariuszy.

Jędrzej Graf