Z Rosją pod rękę

Z Rosją pod rękę

Dodano:   /  Zmieniono: 
To, że Gruzja i Ukraina nie zostaną objęte NATOwskim programem MAP (plan na rzecz członkostwa), jest już pewne. Wtorkowe i środowe spotkanie ministrów spraw zagranicznych sojuszu ucieszy raczej Moskwę niż Kijów i Tbilisi.
Tuż po szczycie NATO w Bukareszcie mówiło się, że są spore szanse na zaproszenie obu krajów do MAP jeszcze w grudniu. Mało tego, pamiętam jak jeszcze dwa lata temu amerykańscy dyplomaci z Kwatery Głównej NATO wspominali, że są spore szanse na zaproszenie Ukrainy i Gruzji na jubileuszowym szczycie paktu w 2009 r. Teraz dyplomaci mówią nieoficjalnie, że przy najlepszych wiatrach obie stolice mogą liczyć na zaproszenie do członkostwa za 20 lat. Trzeba przyznać, że taki obrót sprawy to nie tylko zasługa niechętnej rozszerzeniu dyplomacji starych krajów, ale i samych zainteresowanych. Ukraina z ciągłymi wojnami na górze i targana wojną Gruzja dostarczyły argumentów przeciwnikom swojego wejścia do NATO. Oba kraje, przy oczywistej "pomocy" Rosji, pokazały, że nie są przewidywalnymi, wiarygodnymi partnerami. Ciekawe jest jednak, że teraz największymi ich oponentami nie są wcale Francja i Niemcy, ale Włochy i Hiszpania. Ale cóż, premierzy Berlusconi i Zapatero to wszak najlepsi przyjaciele premiera Putina.

Choć sekretarz generalny paktu, Jaap de Hoop Scheffer tuż po wojnie w Gruzji zaklinał się, że z Rosją nie będzie już "business like usual", wszystko wskazuje na to, że z Brukseli będzie bliżej do Moskwy niż do Tbilisi czy Kijowa. W sytuacji, gdy w grę wchodzą realne interesy - otwarcie drogi tranzytowej przez Rosję do Afganistanu (a swoją drogą jest to jakaś okrutna ironia losu, że Rosja znów wkracza do Afganistanu) - butne słowa są tylko do wytarcia sobie nimi ust.