Ukraińska telenowela polityczna

Ukraińska telenowela polityczna

Dodano:   /  Zmieniono: 
Partii Regionów nie udało się doprowadzić do dymisji rządu Julii Tymoszenko. Od początku było wiadomo, że pomysł nie ma szans na realizację.
Teraz rodzimi eksperci zachodzą w głowę, na czyją korzyść rozgrywano kolejną już parlamentarną awanturę: prezydenta Wiktora Juszczenki, do którego PR puszczałaby w ten sposób oko, zgodnie z zasadą, że „wróg mojego wroga, jest moich przyjacielem"; czy premier Julii Tymoszenko, której nieudane wotum nieufności udało się przemienić w oratorskie show i „wotum zaufania” do samej siebie?

Jednoznacznej odpowiedzi nie ma i nie będzie.

Ukraińska scena polityczna przypomina bowiem amerykański tasiemiec, gdzie wszyscy spali już ze wszystkimi, a określenia „sojusznik" i „przeciwnik” zmieniają się w każdym odcinku. Scenarzyści, którym brakuje pomysłu na dalszy rozwój akcji, brną w konwencję tanich chwytów.

Ukraińska telenowela już dawno nikogo nie bawi – w kraju rośnie deficyt budżetowy, bezrobocie i społeczny niepokój związany z niepewnością jutra. Tymczasem na kijowskim Olimpie wybuchają kolejne polityczne skandale. Właśnie ujawniono nieformalne rozmowy między ukraińskim rządem a Kremlem o pożyczce dla Kijowa. Prezydent Juszczenko określił je jako „zdradę narodową". Choć kontrowersyjny pomysł Tymoszenko raczej nie zostanie zrealizowany, Ukraina zaliczyła następną kompromitację. Położy się to cieniem na i tak trudne negocjacje z Międzynarodowym Funduszem Walutowym. Bez finansowego wsparcia z zewnątrz, targane wewnętrznymi wojnami państwo, może nie przetrwać globalnego kryzysu.

Obserwując sytuację na Ukrainie, dziwi właściwie tylko jedno – dlaczego widzowie nie wyłączyli jeszcze telewizorów?