Pokojowe NATO

Dodano:   /  Zmieniono: 
NATO, na miesiąc przed jubileuszowym szczytem w Strasburgu, nie chce pokazywać zębów. Stara się zaprezentować swoje koncyliacyjne oblicze największego wojskowego paktu na świecie, który bardziej niż prowadzeniem wojen, chce się zajmować wprowadzaniem pokoju i demokracji. I wyciąga rękę do Rosji.
W kilka miesięcy po wojnie w Gruzji można odnieść wrażenie, że wszystko wraca do wcześniejszego porządku. Szefowie dyplomacji krajów natowskich uznali, że Rosja wywiązała się ze swoich zobowiązań i można powrócić do „business like usual". Jedynie Litwa chciała zablokować porozumienie, w końcu jednak zrezygnowała z weta.

I nie ma co się dziwić. Rosja jest sojuszowi potrzebna, chociażby ze względu na operację w Afganistanie. Po zamknięciu przez władze lotniska w Kirgistanie (z inspiracji Rosji nota bene), jedyną trasą, jaką można przeprowadzić tranzyt żołnierzy, broni, wyżywienia do Afganistanu jest droga lądowa - prowadząca właśnie przez Rosję. W tej sytuacji Moskwa ponownie awansowała do roli partnera strategicznego i doskonale wykorzystała swoją przewagę. I ponownie wyraziła swój sprzeciw wobec tarczy antyrakietowej.

Goszcząca w Brukseli sekretarz stanu, Hillary Clinton na temat tarczy wypowiadała się w bardzo zawoalowany sposób, nie chcąc ani potwierdzić, ani zaprzeczyć. W ten sposób udowodniła jednocześnie, że nowej administracji Białego Domu zależy na dobrych relacjach z Rosją. Jest to też przemyślana strategia - wszelkimi błędami obarczając poprzedniego prezydenta, można samemu zacząć prowadzić rozmowy z nową, czystą kartą. A podobnie jak NATO, tak i Ameryce Rosja jest potrzebna. Nie tylko w kwestii Afganistanu, ale też ewentualnego zagrożenia nuklearnego ze strony Iranu. Inna sprawa, wielce dyskusyjna to relacje Rosji z Iranem i prowadzony przez nią handel bronią.

Rosja pojawiła się wczoraj w Brukseli w jeszcze innym kontekście - w prowadzonej w kuluarach rozmowie na temat wyborów nowego szefa paktu. Z jednej strony holenderski ambasador przy NATO stwierdził, że nowy sekretarz generalny „nie może być człowiekiem skorym do bitki", co dziennikarze zrozumieli jako aluzję do rzekomej antyrosyjskości Radosława Sikorskiego. A z drugiej strony - znów odezwał się rosyjski ambasador przy NATO, Dimitri Rogozin, który powiedział, że Rosji nie będzie obojętne, kto zostanie następcą Jaapa de Hoop Scheffera. Ponownie odczytano to jako aluzję do kandydatury Sikorskiego. Wypowiedzi obu kandydatów wcale nie grzebią szans polskiego ministra, który dalej pozostaje jednym z najpoważniejszych kandydatów na to stanowisko. Sam Sikorski z podziwu godnym opanowaniem starał się łagodzić obie niechętne sobie opinie, tym samym walcząc ze swoim wojowniczym wizerunkiem. Czy jednak uda mu się do siebie przekonać starą Europę - nie da się tego jeszcze powiedzieć.