USA: mieszane oceny europejskiej podróży Obamy

USA: mieszane oceny europejskiej podróży Obamy

Dodano:   /  Zmieniono: 
Photos.com
Zakończona we wtorek wieczorem podróż prezydenta USA Baracka Obamy do kilku krajów Europy spotyka się z mieszanymi ocenami amerykańskich komentatorów. Niektórzy starają się wysnuć z niej wnioski co do ogólnej strategii nowego prezydenta na arenie międzynarodowej.

Publicysta "New York Timesa" David Sanger pisze w środę, że z wypowiedzi Obamy w czasie podróży wyłania się zarys takiej strategii, którą nazywa "doktryną anty-Busha". Ma ją charakteryzować pragmatyczne podejście do  rozwiązywania problemów międzynarodowych, legalizm, próby pojednania z  nieprzyjaciółmi Ameryki i ostrożność przejawiająca się w drobnych krokach.

Sanger zwraca uwagę na zasadnicze różnice między wystąpieniami Obamy a typową retoryką byłego prezydenta George'a Busha.

"Nie było w nich mowy o +uprzedzających atakach+, ani o amerykańskiej misji wykorzenienia tyranii na świecie. Obama kładł natomiast nacisk na to, że Stany Zjednoczone muszą przyznać większe uprawnienia instytucjom międzynarodowym, których Bush często unikał. Podkreślał, że traktaty i normy prawne mogą pomóc w  osiągnięciu tego, czego nie zdołały zapewnić sankcje i presja militarna. Czyniąc to, Obama zmienił kierunek, zmierzając do ładu panującego na świecie przed 11 września 2001 r." - pisze autor.

Przypomina on, że w swych przemówieniach Obama potępiał terrorystów z  Al-Kaidy i talibów, ale nie stawiał na równi z nimi dyktatorskich reżimów w  Iranie, Korei Północnej, które Bush potępiał jako wspólników terrorystów.

Zarysy takiej polityki zagranicznej Obamy wyłaniały się już wyraźnie z jego wypowiedzi w czasie zeszłorocznej kampanii wyborczej. Sanger zauważa jednak, że  pragmatyczny ton prezydenta wynika niejako z konieczności, albowiem w czasie podróży nie udało mu się przekonać europejskich sojuszników USA do poparcia amerykańskiej linii w takich sprawach jak wysłanie większej liczby wojsk do  Afganistanu i zwiększenie wydatków rządowych na pobudzenie gospodarki do wzrostu

Biały Dom stara się podkreślać pozytywy pierwszej podróży Obamy. Jego główny polityczny doradca David Axelrod powiedział, że nie można było oczekiwać usunięcia rozbieżności między Waszyngtonem a stolicami europejskimi i że "potrwa to co najmniej kilka tygodni".

Przypomniał też, że Europejczycy obiecali jednak wysłać do Afganistanu 5000 żołnierzy i instruktorów do szkolenia armii afgańskiej.

Z największą krytyką spotyka się nadal wezwanie Obamy do stopniowej likwidacji broni atomowej na świecie. Przykład temu mają dać same Stany Zjednoczone, redukując swój arsenał nuklearnej broni strategicznej równolegle ze  zmniejszeniem analogicznego arsenału Rosji. Prezydent mówił o tym w niedzielę w  przemówieniu w Pradze.

Wtorkowy "Wall Street Journal" nazwał to wystąpienie "wyjątkowo oderwanym od  rzeczywistości", zwracając uwagę, że tego samego dnia Korea Północna przeprowadziła test ze swoją rakietą dalekiego zasięgu, a Iran nie daje żadnego sygnału gotowości do rezygnacji z własnych planów uzbrojenia się w broń atomową.

"Nuklearna wizja Obamy stawia rzeczywistość na głowie. Wielki atomowy arsenał USA zapobiegł wojnie, doprowadził do pokonania (w zimnej wojnie) ZSRR, umocnił nasze sojusze i stworzył parasol bezpieczeństwa, który przekonał inne kraje, że  nie potrzebują bomby A, aby się obronić" - pisze nowojorski dziennik w artykule redakcyjnym.

Przypomina, że żadne traktaty międzynarodowe nie zapobiegły sprzedaży broni i  technologii nuklearnej przez byłego dyrektora programu atomowego Pakistanu Abdula Khana.

Na łamach "Washington Post" prezydenta skrytykowała także Anne Applebaum.

"Zamiarem Obamy jest najwyraźniej działanie przez pozytywny przykład: jeżeli Stany Zjednoczone zmniejszą swój arsenał nuklearny i zabronią prób z bronią atomową, inni pójdą ich śladem. Nie ma jednak żadnego dowodu, by redukcje nuklearne dokonywane przez USA kiedykolwiek zainspirowały innych, żeby zrobili to samo. Wszystkie późniejsze mocarstwa atomowe - Izrael, Indie i Pakistan -  pozyskały swoją broń nuklearną grubo po rozpoczęciu rozmów w sprawie redukcji tej broni przez USA i ZSRR ponad 40 lata temu" - pisze znana publicystka.

Wcześniej także inny komentator "Washington Post", Jackson Diehl, skrytykował nacisk Obamy na rozbrojenie nuklearne, zwracając uwagę, że bardziej zależy na  nim Rosji niż Ameryce.

ND, PAP