Belgia: wynik wyborów regionalnych wróży kłopoty dla rządu federalnego

Belgia: wynik wyborów regionalnych wróży kłopoty dla rządu federalnego

Dodano:   /  Zmieniono: 
Sukces flamandzkich nacjonalistów w niedzielnych wyborach regionalnych w Belgii komplikuje sytuację na scenie politycznej tego federalnego kraju, pogrążonego w kryzysie instytucjonalnym od wyborów parlamentarnych w 2007 r. "Na szczeblu federalnym zarządzanie Belgią będzie jeszcze bardziej złożone" - prognozuje dziennik "Le Soir", nie dowierzając deklaracjom premiera Hermana Van Rompuy, że nie ma powodu, by wybory regionalne cokolwiek zmieniały w koalicji federalnej.

Po wyborach mają bowiem rozpocząć się negocjacje frankofonów i Flamandów w sprawie dalszej decentralizacji kraju, czego od dawna domagają się mieszkańcy Flandrii. Wzmocnienie partii separatystycznych w wyborach grozi tym, że nie przetrwa utworzona w bólach delikatna koalicja rządu federalnego, którą tworzy pięć partii - trzy francuskojęzyczne walońskie i dwie flamandzkie. A to oznaczałoby kolejne wybory federalne.

We Flandrii wygrali rządzący chadecy CD&V (24 proc.) utrzymując pozycję lidera, ale prawdziwymi zwycięzcami są ich dawni sojusznicy, nacjonaliści z partii N-VA (nieoczekiwanie dostali ponad 13 proc.), którzy żądają szerokiej flamandzkiej autonomii, a docelowo - niepodległości. Porażkę ponieśli obecni koalicjanci CD&V w regionalnym rządzie: liberałowie Open VLD (15 proc.) oraz socjaliści z SPA (15,3 proc.) - obie partie straciły po 5 punktów proc. w porównaniu z wyborami sprzed 5 lat.

Skrajnie prawicowy, także opowiadający się za niepodległością Flandrii, ksenofobiczny i izolowany na scenie politycznej Vlaams Belang (Interes Flamandzki) utrzymał co prawda pozycję drugiej partii w regionie z ponad 15,3 proc. głosów, ale wybory może uznać za wielką przegraną - w porównaniu z 2004 r. stracił 9 punktów proc. Populistyczna, skrajnie liberalna Lista Dedeckera dostała mniej niż się spodziewano, bo ok. 7,7 proc.

Nie zmienia to jednak faktu, że flamandzka scena polityczna, choć rozdrobniona, nabrała wyraźnie prawicowego charakteru. Kontrastuje to z wynikami po stronie francuskojęzycznej, gdzie mimo złych sondaży przedwyborczych prowadzenie utrzymali socjaliści (w parlamencie walońskim 32 proc.), a wielki sukces osiągnęli Zieloni z partii Ecolo, podwajając wynik sprzed 5 lat (do 18,4 proc.). Francuskojęzyczni liberałowie z MR są na drugiej pozycji z 23 proc. głosów. Dużo stracili zaś centryści CDH (16,4 proc.). W parlamencie brukselskim wyniki są zbliżone, z tym że prowadzą liberałowie przed nieco tracącymi socjalistami. W stolicy Zieloni osiągnęli jeszcze lepszy wynik - ponad 20 proc.

Wynik wyborów oznacza niewątpliwie przetasowania w koalicjach regionalnych, które mają bezpośrednie przełożenie na rządową koalicję na szczeblu federalnym. We Flandrii do rządu wejdą zapewne nacjonaliści z N-VA a liberałowie przejdą do opozycji, zaś po stronie francuskojęzycznej spodziewanymi uczestnikami nowej koalicji są Zieloni.

 

Belgowie wybierali posłów do aż sześciu parlamentów regionalnych: trzech regionalnych - Flandrii, Walonii i miasta Brukseli oraz trzech wspólnot językowych - flamandzkiej, francuskiej oraz niemieckiej.

Jeśli chodzi o odbywające się równolegle wybory do Parlamentu Europejskiego, to wygrali je flamandzcy chadecy, przed flamandzkimi liberałami i francuskojęzycznymi socjalistami. Wszystkie te partie obsadzą po trzy mandaty. Tyle samo przypadnie łącznie flamandzkim i francuskojęzycznym Zielonym. Flamandzcy socjaliści dostaną tyle samo, co Vlaams Belang oraz francuskojęzyczni liberałowie, a także centryści - po dwa miejsca, N-VA pojawi się w PE wraz z jednym mandatem, podobnie jak Lista Dedeckera.

Belgowie wybierali 22 eurodeputowanych według klucza językowego - 13 flamandzkojęzycznych, ośmiu francuskojęzycznych i jednego z mniejszości niemieckojęzycznej. Mieszkańcy dwujęzycznej Brukseli mogli głosować zarówno na kandydatów walońskich, jak i flamandzkich.

dk/pap