- W zależności od tego, komu zadać to pytanie: Brytyjczykowi czy Amerykaninowi, otrzymuje się inną odpowiedź. Jest to jedno albo drugie, albo coś po środku - dodaje. - Karna ekspedycja przeciwko Al-Kaidzie, to jedna sprawa, ale dążenie wbrew naukom historii do oddolnej przebudowy Aftanistanu na modłę zachodnich koncepcji demokratycznych i praw człowieka jest próżnym wysiłkiem - twierdzi.
- Jeśli to zwariowane przedsięwzięcie ma zająć 40 lat, jak zapewniał gen. David Richards (nowo mianowany brytyjski szef sztabu - red.), to taka dziwaczna koncentracja (brytyjskich) zasobów w kraju o marginalnym znaczeniu nie może służyć żadnemu narodowemu interesowi - wskazuje. - Nasza piechota może wygrać tysiąc potyczek w Helmandzie, sumienni urzędnicy w ministerstwie ds. międzynarodowego rozwoju mogą zaplanować gdzieś most albo tamę gdzieś indziej, ale dopóki te działania nie będą elementem politycznego procesu, opartego na demokracji, pozostaną tylko stratą krwi i zasobów - podkreśla Meyer.
PAP