Edmund Klich: nie ma dowodów, by Rosjanie pozwolili pilotom Tu-154M zejść na wysokoiść 50 metrów

Edmund Klich: nie ma dowodów, by Rosjanie pozwolili pilotom Tu-154M zejść na wysokoiść 50 metrów

Dodano:   /  Zmieniono: 
Fot. Wprost
Żadne dokumenty na to nie wskazują - tak Edmund Klich, polski przedstawiciel przy Międzypaństwowej Komisji Lotniczej (MAK), komentuje słowa członka załogi polskiego Jaka-40, który miał słyszeć, jak kontroler pozwala Tu-154 zejść na 50 metrów. Edmund Klich nie chciał bardziej szczegółowo odnosić się do podanej przez media informacji o tym, jakoby wieża w Smoleńsku dała załodze tupolewa zgodę na zejście do 50 metrów, a nie stu - jak wynika ze stenogramu i obowiązujących tam przepisów. Z kolei Naczelna Prokuratura Wojskowa poinformowała, że na przetłumaczone materiały z prowadzonego przez Rosjan śledztwa w sprawie katastrofy poczekamy co najmniej do 20 lipca.
Klich ujawnił, że MAK zamierza wystąpić o możliwość ponownego spotkania z kontrolerami lotu w Smoleńsku, by zapytać o rozbieżności. Podkreślił jednak, że Komisja zrobi to na podstawie własnych materiałów, a nie informacji medialnych. - Czytałem tę rozmowę z technikiem z Jaka. Nie wiem, czemu to ma służyć. Bez komentarza - ucina temat medialnych doniesień Klich. Pytany, czy czymkolwiek da się uzasadnić twierdzenie, że kontroler z wieży w Smoleńsku wydał załodze Tu-154 pozwolenie na zejście do wysokości 50 m., Klich odparł: - Dokumenty na to nie wskazują. Żadne.

Polski ekspert akredytowany przy MAK poinformował, że cały czas trwają prace nad rozszyfrowaniem nierozpoznanych wcześniej wypowiedzi zarejestrowanych na tzw. czarnych skrzynkach z tupolewa.  Powtórzył zarazem, że na takie badania potrzeba wiele czasu. - Ja od początku mówiłem o roku. Teraz trzeba pytać tych, którzy chwalili się, że zrobią szybciej, skoro wcześniej tak się chwalono, że szybko to zrobią - mówił. Zarazem Klich przyznał, że "w analizie" jest kwestia rozbieżności w zeznaniach kontrolera lotu ze Smoleńska co do tego, czy "prowadząc" polski samolot do lądowania rzeczywiście go widział - bo raz mówił, że widział, a innym razem, że nie. - Wystąpiliśmy o kolejne spotkanie z kontrolerami i będziemy tę sprawę badali. Będziemy to robić według swoich materiałów, a nie medialnych doniesień - kiedy już będziemy mieli dane, to odpowiednie osoby zostaną przez nas zaproszone - powiedział Klich.

Według opublikowanej we wtorek na portalu tvn24.pl rozmowy z Remigiuszem Musiem, technikiem pokładowym z załogi Jaka-40, który 10 kwietnia wylądował w Smoleńsku przed katastrofą polskiego tupolewa, kontroler z wieży w Smoleńsku zezwolił załodze prezydenckiego samolotu na zejście do wysokości 50 m - podczas gdy z opublikowanego stenogramu wynika, że kontroler miał zezwolić na zejście do stu metrów.

Głos zabrała dziś również Naczelna Prokuratura Wojskowa. - Prokuratura otrzyma przetłumaczone akta ze śledztwa w sprawie katastrofy prezydenckiego samolotu pod Smoleńskiem nie wcześniej niż 20 lipca - poinformował prok. Jerzy Artymiak. W drugiej połowie czerwca pocztą dyplomatyczną dotarło z Rosji do polskiej Prokuratury Generalnej sześć tomów akt, czyli około 1300 kart, rosyjskiego śledztwa. Wśród przekazanych dokumentów, jak informowano, znajdują się zeznania świadków, protokoły i dokumentacja fotograficzna z oględzin miejsca katastrofy oraz protokoły z identyfikacji ciał ofiar.

Artymiak powiedział, że na obecną chwilę prokuratura nie dysponuje żadnym przetłumaczonym materiałem. Zaznaczył też, że według uzgodnień biegli przekażą prokuraturze prawdopodobnie te materiały po przetłumaczeniu wszystkich akt. Prokurator poinformował też, że opinie fonoskopijne z przekazanych przez stronę rosyjską kopii nagrań z czarnych skrzynek polskiego samolotu do prokuratury wojskowej trafią "nie wcześniej niż 30 września". Analizę tych zapisów od początku czerwca prowadzi Instytut Ekspertyz Sądowych w Krakowie.

PAP, arb