Dwa miesiące negocjacji - Belgia wciąż bez rządu

Dwa miesiące negocjacji - Belgia wciąż bez rządu

Dodano:   /  Zmieniono: 
Bruksela (fot. sxc.hu) Źródło: FreeImages.com
Ponad dwa miesiące po wyborach parlamentarnych Belgia nie ma nowego rządu. Partiom flamandzkim i francuskojęzycznym dotąd nie udało się uzgodnić reformy kraju i wzmocnienia regionów kosztem państwa federalnego, bez czego nie można zacząć rozmów koalicyjnych.
Prowadzący negocjacje lider francuskojęzycznych socjalistów, typowany na nowego premiera Elio Di Rupo zdając raport z przebiegu negocjacji między partiami królowi Albertowi II przyznał, że "dotąd nie udało mu się pogodzić tego, co jest nie do pogodzenia". Monarcha powierzył politykowi kontynuowanie misji rozpoczętej 8 lipca. Di Rupo obiecał, że zakończy ją "w rozsądnym terminie", ale nie podał żadnej daty.

Kością niezgody jest finansowanie regionów. Di Rupo zgłosił listę kolejnych sektorów, w których kompetencje miałyby być przeniesione na poziom tworzących belgijską federację regionów i wspólnot językowych. Te kompetencje w dziedzinie zdrowia, zatrudnienia, obrony cywilnej, zasiłków społecznych czy turystyki oznaczają, że organy tworzące federację dysponowałyby rocznie dodatkowo 15,8 mld euro - wyliczył Di Rupo. A to oznacza, że regiony i wspólnoty wydawałyby 49 proc. dochodów państwa na poziomie federalnym, wobec 39 proc. obecnie.

Główny partner w rozmowach, a jednocześnie rywal polityczny Di Rupo, lider N-VA Bart De Wever oświadczył, iż "ma nadzieję, że przedłużenie misji Di Rupo będzie okazją do kontynuowania debaty na temat większej autonomii jednostek federacyjnych". "N-VA ma nadzieję, że w łonie partii frankofońskich jest wola pełnego zaangażowania się w tę kluczową debatę" - napisał w specjalnym komunikacie De Wever.

Dla zamożnej, dobrze prosperującej Flandrii niechętnej dotowaniu biedniejszej Walonii najważniejsza jest kwestia finansowania regionów. Flamandowie proponują, by odbywało się to na podstawie płaconego w nich podatku dochodowego. To oznaczałoby jednak, że stanowiąca odrębny region Bruksela byłaby poszkodowana, bowiem zbieranych jest tam zaledwie 8 proc. podatku, choć pochodzi stamtąd aż 19 proc. PKB. Dzieje się tak dlatego, że wielu Belgów przyjeżdża do Brukseli do pracy, ale mieszka i płaci podatki we Flandrii albo w Walonii. Tymczasem dobrobyt zdominowanej przez frankofonów Brukseli jest oczkiem w głowie partii francuskojęzycznych. Obawiają się one zakusów Flandrii na stolicę Belgii, będącej historycznie miastem flamandzkim, a obecnie także stolicą Flandrii, choć znajduje się formalnie poza jej terytorium. Z tego samego powodu są przeciwni flamandzkim postulatom uporządkowania skomplikowanego ustroju miasta-regionu, podzielonego na szereg gmin-dzielnic o znacznych kompetencjach, a do tego posiadającego samorządowe władze całego miasta oraz własny rząd i parlament regionalny.

Dopiero kiedy te ustrojowe kwestie zostaną rozwiązane, będzie można przystąpić do formowania rządu federalnego, co będzie tytanicznym przedsięwzięciem - zapowiedział Di Rupo.  W zgodnej opinii nowy rząd federalny nie powstanie wcześniej niż za kilka tygodni. Tymczasem od 1 lipca Belgia sprawuje rotacyjną, półroczną prezydencję w Unii Europejskiej. Jednak zarówno program, jak i bieżące sprawowanie unijnego przewodnictwa jest przedmiotem konsensu między partiami po obu stronach granicy językowej i nie pojawia się w debacie politycznej. Za sprawy bieżące wciąż odpowiada dotychczasowy gabinet premiera Yvesa Leterme'a, który podał się do dymisji.

PAP, arb