Obchodzący 74. urodziny Silvio Berlusconi przedstawiając plany rządu mówił, że nie ma alternatywy dla jego gabinetu. Apelował o zgodę narodową i wspólne zaangażowanie na rzecz tego, by parlament i gabinet dotrwały do końca kadencji w 2013 roku. Pięciopunktowy program priorytetów rządu przewiduje federalizm, czyli decentralizację władzy i przeniesienie wielu kompetencji do regionów, obniżenie podatków, reformę wymiaru sprawiedliwości, plan rozwoju południa kraju, produkcję energii nuklearnej.
- Ten rząd pracował dobrze - ocenił Berlusconi, podsumowując rezultaty dwóch i pół roku działalności. - Uniknęliśmy masowych zwolnień, ochroniliśmy pracowników najbardziej dotkniętych kryzysem. Rząd ma zasługi w tym, że nie popełnił błędu powiększenia deficytu - wyliczał. Zauważył, że Włochy potrzebują dyscypliny budżetowej, "a my - zaznaczył - trzymamy finanse publiczne w porządku". - Musimy zostawić za sobą pozostałości zimnej wojny i ideologicznych podziałów - oświadczył premier.
- Włochy są ofiarą przeszłości, która nie mija. Niezbędne jest ponowne utkanie nici zwartości narodowej - tłumaczył Berlusconi. - Widzę wokół zbyt wiele nienawiści, a historia uczy, że często nienawiść wkładała ludziom broń do ręki. Wszyscy musimy być tego świadomi i tym zaniepokojeni - podkreślił włoski premier. Przed głosowaniem zapowiedział ponadto, że jego rząd oczekuje, że w tym roku PKB wzrośnie o 1,2 procent, a w 2011 r. - o 1,3 proc. Berlusconi wyraził przekonanie, że opozycja: centrolewicowa Partia Demokratyczna i centrowa UDC mają "polityczny i moralny obowiązek" stanąć na wysokości zadania w obecnej sytuacji politycznej w kraju. Apelował do tych partii o poparcie dla jego programu reform.
Politycy opozycji użyli mocnych słów, komentując wystąpienie premiera. Lider PD Pier Luigi Bersani odnosząc się do trzech rządów Berlusconiego podsumował: "15 lat bajek". Lider partii Włochy Wartości Antonio Di Pietro, zagorzały przeciwnik premiera, nazwał go "gwałcicielem demokracji" i "wężem grzechotnikiem, podtrzymywanym przez sprzedawczyków". Prowadzący obrady musiał przywoływać Di Pietro do porządku.
PAP, arb