Kiełbasą w ambasadę. Fani Steauy protestują przeciwko decyzjom polskiego sędziego

Kiełbasą w ambasadę. Fani Steauy protestują przeciwko decyzjom polskiego sędziego

Dodano:   /  Zmieniono: 
W meczu Ligi Europejskiej Steaua Bukareszt zremisowała u siebie 3:3 z Napoli, choć prowadziła 3:0. Rumuńscy kibice piłkarscy uważają, że polski sędzia Marcin Borski wypaczył wynik i w geście protestu położyli pod ambasadą RP polską kiełbasę.
Spotkanie w Bukareszcie miało dramatyczny przebieg. Po 16 minutach gospodarze prowadzili już 3:0 i zapowiadało się na pogrom włoskiego zespołu. Niespełna kwadrans później Borski pokazał czerwoną kartkę napastnikowi Steauy Pantelisowi Kapetanosowi, a jeszcze przed przerwą Napoli zdobyło gola.

Na boisku nie było widać, że goście grają w przewadze jednego zawodnika, ale w końcówce piłkarzom rumuńskiego zespołu wyraźnie zabrakło sił. Drugą bramkę dla Napoli zdobył w 73. minucie Marek Hamsik, ale to jeszcze nie doprowadziło do rozpaczy miejscowych kibiców. Do furii rumuńskich fanów doprowadziło przedłużenie meczu przez Borskiego aż o osiem minut, choć początkowo pokazał, że piłkarze będą grali tylko o cztery minuty dłużej. W momencie sygnalizacji na murawie leżał jednak bramkarz gospodarzy. W doliczonym czasie gry włoski zespół zdołał doprowadzić do remisu. Edinson Cavani w ostatniej akcji spotkania zdobył bramkę, a zawodnicy rumuńskiego zespołu otoczyli polskiego arbitra, zaczęli go wyzywać i popychać. Z trybun w kierunku Borskiego poleciały różne przedmioty, w tym krzesełka.

Nienawiść do Borskiego podsycił rumuński dziennik "Prosport", który relację z meczu zatytułował: "Polak zabił Steauę". Kibice natomiast zgromadzili się pod polską ambasadą w Bukareszcie i w geście protestu położyli tam polską kiełbasę.

Sam Borski nie ma sobie nic do zarzucenia. - Obserwator UEFA wysoko ocenił moją pracę w tym bardzo trudnym meczu. Sądzę, że nie popełniłem żadnego poważniejszego błędu. Doliczyłem czas, ponieważ bramkarzowi Steauy przez trzy minuty nastawiano wybity palec - powiedział Borski. Polski arbiter nie opuścił jeszcze stolicy Rumunii. - Czuję się absolutnie bezpieczny. Nieprawdą jest, jak informowały niektóre media, że opuszczałem stadion w eskorcie policji. Po meczu przeproszono mnie za zachowanie niektórych piłkarzy, dostałem też pamiątkowy prezent - dodał arbiter z Warszawy.

PAP, arb