"Żadnych krzyków, dzwoniły tylko telefony". Relacja strażaka ze Smoleńska

"Żadnych krzyków, dzwoniły tylko telefony". Relacja strażaka ze Smoleńska

Dodano:   /  Zmieniono: 
Wrak Tu-154, fot. Wikipedia
Kapitan Aleksandr Muramszczikow, dowódca zastępu straży pożarnej ze Smoleńska, który 10 kwietnia jako pierwszy dotarł na miejsce katastrofy polskiego Tu-154M, oświadczył, że od razu było jasne, że nikt nie przeżył.
Muramszczikow, którego wstrząsającą relację publikuje w  poniedziałek wielkonakładowy "Moskowskij Komsomolec", zauważył, że po 20 minutach od tragedii mgła w rejonie lotniska Siewiernyj się rozproszyła. Widzialność była idealna.

Tylko głuchy trzask

33-letni oficer straży pożarnej rosyjskiego Ministerstwa ds. Sytuacji Nadzwyczajnych jest jedną z dwóch postaci widocznych na znanym z internetu filmie nakręconym tuż po wypadku Tupolewa. W jego ocenie 7 i 10 kwietnia, gdy do Smoleńska leciały delegacje rządowe, Rosjanie podjęli "bezprecedensowe środki bezpieczeństwa". - Usłyszeliśmy nadlatujący samolot prezydencki. Ogłuszającego wybuchu nie było. Był głuchy trzask - to wszystko - relacjonuje Muramszczikow dodając, że na miejsce katastrofy ruszyły dwa wozy strażackie i samochód gaśniczy z lotniska.

- W odległości 50 metrów od miejsca upadku maszyny leżały rozerwane na strzępy ciała ludzi. Stało się jasne, że nikt nie przeżył. Widzieliśmy tylko dwa duże fragmenty samolotu - skrzydła i część kadłuba z wypuszczonym podwoziem. Silniki leżały oddzielnie. Nie było wiadomo, gdzie był kokpit i salon samolotu - wszystko rozpadło się na  drobne fragmenty. Szczątki maszyny i ciała były pokryte zawiesiną, mieszanką popiołu i kurzu - opisuje Muramszczikow.

Ciała bez głów

- Nie było słychać ani krzyków, ani jęków. W złowieszczej ciszy w  kieszeniach zabitych dzwoniły tylko telefony komórkowe - słychać było poloneza Ogińskiego, pełnego wigoru krakowiaka... - mówi oficer straży pożarnej. Muramszczikow opisuje, że ciała ofiar nie miały głów, niektóre głowy były zgniecione, a kości twarzy - zmiażdżone. - W całości widziałem tylko jedną młodą dziewczynę - relacjonuje Muramszczikow. Wspomina, że szczątki zabitych zostały zebrane pierwszego dnia, opisywali je specjaliści z Komitetu Śledczego.

- Jako pierwszego zidentyfikowano księdza - po odzieży i pozłoconym krzyżu na szyi. Lech Kaczyński też się zachował lepiej niż pozostali. Szefa państwa polskiego rozpoznał najpierw jego brat - Jarosław, a  później premier Donald Tusk. Długo szukano Marii Kaczyńskiej. Została zidentyfikowana na podstawie obrączki ślubnej - mówi  Muramszczikow. Drugiego dnia po katastrofie Rosjanie przy pomocy ciężkiego sprzętu podnieśli fragmenty samolotu. - Pod skrzydłami znaleźliśmy jeszcze trzy ciała - mówi strażak.

zew, PAP