Jak poinformował Departament Stanu, list Koha jest odpowiedzią na korespondencję, którą w piątek otrzymał ambasador USA w Wielkiej Brytanii, Louis Susman, od Assange'a i jego prawniczki, Jennifer Robinson. Amerykańskie MSZ podało, że w liście tym założyciel WikiLeaks prosi o podanie informacji "dotyczących osób, które mogą być szczególnie narażone na niebezpieczeństwo w następstwie publikacji dokumentów" - pisze agencja Associted Press.
"Pomimo pańskiej chęci ochrony tych osób, uczynił pan coś przeciwnego i naraził na niebezpieczeństwo życie niezliczonych istnień ludzkich" - napisał Koh w odpowiedzi.
Jak zaznaczył, amerykański rząd nie będzie pertraktował z WikiLeaks, żeby określić co może, a czego nie może opublikować. "Nie będziemy angażować się w negocjacje w związku z kolejnymi publikacjami i rozsiewaniem nielegalnie pozyskanych tajnych dokumentów amerykańskiego rządu" - dodał w liście Koh, który jest uważany za wybitnego specjalistę w dziedzinie prawa międzynarodowego.
Najpewniej w niedzielę późnym wieczorem portal Wikileaks opublikuje - według różnych źródeł - od ok. 400 tys. do nawet 3 mln dokumentów, głównie not pochodzących z placówek dyplomatycznych USA w wielu państwach.
Wśród dokumentów wymienia się m.in. amerykańskie oceny pakistańskiego arsenału nuklearnego oraz ryzyka wymierzenia w niego ataku terrorystycznego, opinie na temat prezydenta Afganistanu Hamida Karazja i jego rodziny, a także opis stosunku amerykańskich władz w Iraku do kurdyjskich separatystów.
Jak podała agencja dpa, powołując się pośrednio na artykuł niemieckiego tygodnika "Spiegel", większość dokumentów powstała po 2004 roku i nie jest objęta klauzulą "ściśle tajne".pap, em