W ocenie Klicha, gdyby na pokładzie TU-154 znajdował się rosyjski nawigator, to "byłby na tyle świadomy zagrożenia, że nie dałby się zabić, już nie mówiąc o tym, że nie dopuściłby do tej katastrofy". Według Klicha to Polska zrezygnowała z nawigatora. Na pytanie, czy wniosek w tej sprawie wyszedł z 36. Pułku Lotnictwa Transportowego, powiedział: - Tak wyszedł, z zawiadomieniem, że załoga zna język rosyjski.
Szef Państwowej Komisji Badania Wypadków Lotniczych podkreślił, że w lotnictwie cywilnym znajomość języka obcego załogi jest certyfikowana, natomiast w wojskowym nie. - Nie słyszałem o żadnym dokumencie, o żadnym egzaminie, określonym poziom znajomości języka przez kapitana Tu-154M - zwrócił uwagę Klich. Dodał, że certyfikatu poświadczającego znajomość języka rosyjskiego przez członków załogi strona polska nie przekazała także po katastrofie samolotu prezydenckiego.
Rzecznik MON Janusz Sejmej komentując słowa Edmunda Klicha stwierdził, że od ok. 2009 r. Rosjanie nie przysyłali nawigatorów lotu, mimo wnioskowania strony polskiej. Poinformował, że także w przypadku lotu TU-154M z 10 kwietnia taki wniosek został wysłany do Rosjan. Został on zawarty w piśmie określającym zasady i szczegóły lotu. - Gdybyśmy z obecności rosyjskiego nawigatora nie zrezygnowali, do wizyty by po prostu nie doszło - wyjaśnił Sejmej.TVN24, PAP, arb