Rosjanie bronią swoich kontrolerów. "Nie pozwolili Tu-154M na lądowanie"

Rosjanie bronią swoich kontrolerów. "Nie pozwolili Tu-154M na lądowanie"

Dodano:   /  Zmieniono: 
Zdaniem rosyjskich ekspertów kontrolerzy ze Smoleńska nie popełnili błędów, które zarzucają im Polacy (fot. Wikipedia)
Eksperci lotniczy w Rosji nie zgadzają się z zarzutami, formułowanymi w Polsce pod adresem kontrolerów lotów z lotniska pod Smoleńskiem, gdzie 10 kwietnia 2010 roku rozbił się polski Tu-154M. Według cytowanego przez dziennik "Izwiestija" pilota doświadczalnego Aleksandra Akimienkowa, nikt nie zezwolił Polakom na lądowanie. - Ziemia powiedziała: "Lądowanie dodatkowo". Po tym pilot powinien oświadczyć: "Podjąłem decyzję, że siadam u was, zabezpieczcie lądowanie". Jednak on o to nie poprosił - zauważył Akimienkow.
Rosyjski pilot podkreślił, że załoga polskiego Tupolewa powinna była podchodzić do lądowania sterując ręcznie, a nie na pilocie automatycznym. Z kolei pilot lotnictwa cywilnego Władimir Gierasimow, którego także przytaczają "Izwiestija", ocenił, że "kontroler działał bardzo precyzyjnie". - Gdy spostrzegł, że samolot schodzi pod ścieżkę, nie tylko ostrzegł o tym załogę, lecz również dał komendę: "101, horyzont!". Oznacza to przerwanie zniżania i przestawienie samolotu na lot horyzontalny - powiedział. Zdaniem Gierasimowa, "wszelkie opinie, że uczyniono to zbyt późno, są dyletanckie". - Samolot zniżał się nie z obliczeniową prędkością wertykalną 3,5 metra na sekundę, a ponad 9 metrów. W ciągu około trzech sekund zszedł poniżej wysokości 60 metrów, wpadając w pułapkę, z której nie mógł się wydostać - wskazał pilot.

Natomiast pilot-doświadczalny na Tu-154 Ruben Esajan, do którego opinii odwołuje się rządowa "Rossijskaja Gazieta", zwrócił uwagę, że "kontroler ostrzegł polskich pilotów, że pogoda jest zła; że widoczność jest poniżej minimum". - Oznacza to, że lotnisko jest zamknięte dla lądowań - zaznaczył Esajan, który jest też zastępcą dyrektora generalnego Państwowego Naukowo-Badawczego Instytutu Lotnictwa Cywilnego. - Zgodnie z przepisami międzynarodowymi, jeśli dowódca statku w takiej sytuacji podejmuje decyzję o lądowaniu, to cała odpowiedzialność spada na niego. Kontroler nie może ponosić odpowiedzialności za konsekwencje tej decyzji - oznajmił pilot, noszący tytuł bohatera Rosji.

Esajan zaznaczył, że polski samolot był wyposażony w system ostrzegający przed zbliżeniem z ziemią (TAWS). - W 2002 roku testowałem ten system razem z polskim pilotem. System ten początkowo - do 100 metrów - ostrzega, że ziemia jest blisko. A od 70 metrów daje komendę po angielsku: >Pull up<, czyli >Do góry<. Tu-154M zniżał się bardzo szybko, próbując doścignąć standardową ścieżkę, gdyż był za wysoko. Przy poleceniu >Pull up< powinien był zacząć nabierać wysokość, aby system się wyłączył - tłumaczył. W ocenie Esajana, pilot Tupolewa spóźnił się z decyzją o odejściu na drugi krąg. - Na standardowej ścieżce, na której powinien się był znajdować, prędkość zniżania wynosi 4 metry na sekundę. On zniżał się z prędkością ośmiu metrów. Przy ośmiu metrach na sekundę przy wyprowadzaniu ze zniżania samolot opada jeszcze o 25-28 metrów. Jest to standardowe opadanie dla takich samolotów - zaznaczył. - Sprawiło to, że znalazł się cztery metry nad ziemią. I odszedłby, gdyby nie ta brzoza, która znalazła się na jego drodze - dodał rosyjski pilot.

PAP, arb