Wałęsa zaznaczył, że z wielką powagą traktuje swoją misję, bo chce pomóc Tunezyjczykom rozwiązywać ich problemy. - Ja lubię zwyciężać i tam także chciałbym zwyciężyć - powiedział. Przyznał jednak, że nie spodziewa się sukcesów natychmiast po swojej wizycie w Tunezji. - To nie są takie problemy, że można je rewolucją załatwić, nawet wojną nie da rady załatwić. Gdyby jedną grupę zrzucić, a drugą posadzić, zrobić demokratyczne wybory, to i tak zanim rozwiążą problemy, dopasują programy, to trochę potrwa. Sukcesem będzie to na ile złapię kontakt, na ile będę zrozumiany z tym przesłaniem, z tym co będę miał do powiedzenia - oświadczył Wałęsa. Dodał, że będzie swoich rozmówców przekonywać do tego, żeby "oszczędzali siły i środki, nie ustępowali z walki", ale żeby ta walka odbywała się w sposób "pokojowy, rozsądny i roztropny".
W ocenie Wałęsy, w takim kraju jak Tunezja są duże różnice wewnętrzne. - To tak jakby mieć samochód, którego szkoda wyrzucić, a on przepala. Niby daje się jeździć, ale jest nieekonomiczny - dodał.
pap, ps