W długim przemówieniu przed ogłoszeniem wyroku sędzia Pastor podkreślił, że postępowanie Murraya było "rażącym i niedopuszczalnym naruszeniem etyki lekarskiej", a nie przykładem błędu w sztuce medycznej, jak twierdzili obrońcy oskarżonego. Sędzia przypomniał, że Murray "nie okazał absolutnie żadnej skruchy" ani poczucia odpowiedzialności i usiłował ukryć i zatuszować swój postępek, uciekając się do licznych kłamstw. Prokuratorzy wnioskowali o jak najsurowszą karę, twierdząc, że doktorem kierowały pobudki materialne - wysokie honoraria obiecane mu przez Jacksona. Podkreślali, że zabijając go, Murray pozbawił jego dzieci ojca. Surowego wyroku domagała się też rodzina piosenkarza i wielu jego wielbicieli.
Adwokaci oskarżonego argumentowali z kolei, że znajdował się on pod presją Jacksona. Gwiazdor przygotowywał się do serii koncertów w Europie i cierpiąc na bezsenność domagał się od swego lekarza silnych środków nasennych i znieczulających. Obrońcy podkreślali też, że Murray nie był dotychczas karany, i utrzymywali, że sama utrata licencji medycznej zarządzona przez sąd będzie wystarczająco dotkliwa.
Specjaliści wypowiadający się na procesie podkreślali, że propofolu nie wolno aplikować w warunkach domowych, lecz jedynie w sytuacji, gdy do dyspozycji ma się szpitalną aparaturę na wypadek powikłań. Ponadto, jak się okazało, Murray wyszedł na pewien czas z domu Jacksona po podaniu mu wspomnianego środka, a kiedy wrócił i stwierdził, że Jackson jest umierający, nie potrafił zastosować odpowiednich procedur reanimacyjnych.
PAP, arb