Szósta ofiara Concordii. "Ciała mogą znajdować się w zalanych częściach statku"

Szósta ofiara Concordii. "Ciała mogą znajdować się w zalanych częściach statku"

Dodano:   /  Zmieniono: 
Concordia zaczęła się przewracać 13 stycznia po uszkodzeniu kadłuba. Z nieznanych na razie przyczyn statek wpłynął na mieliznę (fot. EPA/ENZO RUSSO/PAP)
Ratownicy znaleźli szóstą ofiarę śmiertelną wypadku na włoskim wycieczkowcu Costa Concordia. Ciało pasażera w kamizelce ratunkowej znaleziono na drugim pokładzie w zatopionej części statku. Los 16 osób, które znajdowały się na pokładzie statku wciąż jest nieznany. Od południa 15 stycznia ratownicy poszukujący zaginionych nie usłyszeli żadnego dźwięku, sygnalizującego obecność na pokładzie statku żywych ludzi. Ratownicy znaleźli natomiast zwłoki dwóch starszych mężczyzn - Włocha i Hiszpana. Ostatnia z trzech żywych osób, które czekały na ratunek na pokładzie przewróconego statku, została uratowana kilka godzin wcześniej. Istnieją obawy, że ciała kolejnych ofiar mogą znajdować się na najniższych, całkowicie obecnie niedostępnych i zalanych poziomach.
Z każdą godziną poszukiwania mogą stawać się coraz trudniejsze, ponieważ 18 stycznia mają znacznie pogorszyć się warunki pogodowe w tym rejonie Morza Tyrreńskiego. Wzburzone fale mogą poruszyć wrak i przenieść go nawet na pobliską głębinę, w której prawie cały się zanurzy. Po wielokrotnej weryfikacji list armatora Costa Crociere ustalono, że zaginionych jest 11 pasażerów i 6 członków załogi. Łącznie na pokładzie olbrzymiego statku wycieczkowego, który wyruszył w rejs po Morzu Śródziemnym, były 4232 osoby z 62 krajów.

Sztab kryzysowy nie traci nadziei, że na liście zaginionych mogą być najtrudniejsi do odnalezienia cudzoziemcy, którzy na własną rękę opuścili miejsca, gdzie po ewakuacji udzielono im pierwszej pomocy. Tak stało się w przypadku dwojga turystów z Japonii, którzy po dotarciu na ląd wsiedli do autobusu, jadącego do Rzymu. Znaleźli tam miejsca w hotelu i dopiero potem zgłosili się do ambasady swego kraju. Tymczasem burmistrz Giglio Sergio Ortelli przyznał, że do minimum spadły szanse znalezienia żywych ludzi we wraku. Burmistrz wyraził przy tym nadzieję, że na częściowo zanurzonym w morzu statku wytworzył się "pęcherzyk powietrza", dzięki któremu ktoś mógł jeszcze przeżyć.

Ekipy ratownicze, pracujące w miejscu katastrofy odnalazły czarną skrzynkę, która pozwoli ustalić okoliczności uderzenia statku o podmorską skałę. Najważniejsze pytanie brzmi: dlaczego ogromny wielopiętrowy wycieczkowiec znalazł się zaledwie 150 metrów od brzegu wyspy Giglio, a więc w miejscu, w którym, jak się podkreśla, nigdy nie  powinien być? Kolejną bulwersującą według mediów sprawą jest to, że alarm dla pasażerów i załogi został ogłoszony dopiero po godzinie od uderzenia o skałę, które spowodowało gigantyczną wyrwę w kadłubie. Niejasne jest, dlaczego kapitan, aresztowany na wniosek prokuratury, nie wysłał sygnału SOS. Co więcej, jak wynika z pierwszych ustaleń, to nie statek skontaktował się ze sztabem operacyjnym na lądzie, by poinformować o problemach, ale personel tej centrali nawiązał z nim łączność.

Według komentatorów wątpliwości co do winy za tragedię nie  pozostawia oświadczenie armatora, który w jednoznaczny sposób wskazał na błędy kapitana. Ten ostatni miał obrać kurs zbyt blisko brzegu, a w  czasie akcji ratunkowej złamał procedury, to znaczy - choć nie przyznano tego w wydanej nocie - opuścił statek w chwili, gdy panował na nim ogromny chaos, zaś ludzie czekali na ewakuację.

PAP, arb