Białoruś oskarża: Polacy płacą przeciwnikom Łukaszenki za organizowanie protestów

Białoruś oskarża: Polacy płacą przeciwnikom Łukaszenki za organizowanie protestów

Dodano:   /  Zmieniono: 
Alaksandr Łukaszenka (fot. president.gov.by) 
Finansowanie protestu po wyborach prezydenckich w 2010 r. na Białorusi oraz przymykanie oczu na korupcyjne praktyki przy wydawaniu polskich wiz na Białorusi zarzucono Polsce w państwowej telewizji białoruskiej.
Autorzy prawie półgodzinnego filmu zatytułowanego "Lekcje polskiego" twierdzą, że w ujawnionej dzięki WikiLeaks korespondencji dyplomatycznej, która "wywołała wielki popłoch w  polskim MSZ", znajduje się dokument, gdzie "mowa jest wprost, że  zamieszki na placu Niepodległości (po wyborach prezydenckich 19 grudnia 2010 r.) były opłacone z Warszawy". Dowodem na to ma być depesza z polskiego MSW do ambasady w  Mińsku nakazująca wypłacenie byłemu kandydatowi na prezydenta Uładzimirowi Niaklajeuowi 80 tys. euro z  funduszy ambasady "na przygotowanie i przeprowadzenie akcji protestu 19 grudnia 2010". - Ten sensacyjny dokument pozwala inaczej spojrzeć na to, co się stało wieczorem 19 grudnia i kto stał za zamieszkami przy gmachu rządu - podkreślił białoruski dziennikarz. Jego zdaniem depesza ta pozwala również zrozumieć, dlaczego po klęsce protestów w Mińsku minister spraw zagranicznych Polski Radosław Sikorski nieustannie krytykuje Białoruś. Według komentatora, jest to jakoby "próba zatarcia śladów, zagłuszenia głośnymi oświadczeniami prawdy o 19 grudnia".

Białoruska telewizja pokazała również depeszę dyplomatyczną wysłaną z ambasady w Mińsku 20 września 2011 r., w której ambasador Leszek Szerepka zdaje relację ze spotka się z Niaklajeuem. Jest w niej mowa o wsparciu białoruskiego opozycjonisty 28 tys. euro. W filmie zaprezentowano też nagranie przedstawiające innego byłego kandydata na prezydenta, Alesia Michalewicza, który uzyskał azyl polityczny w Czechach. Dziennikarz podkreślił, że nagranie wykonano podczas przesłuchania w KGB przed wyjazdem z kraju. Michalewicz opowiada w nim - jak twierdzą autorzy materiału - o finansowaniu białoruskiej opozycji przez Polskę.

Autorzy materiału zarzucili też polskiej misji dyplomatycznej w Mińsku przymykanie oczu na praktyki korupcyjne przy przyznawaniu polskich wiz. Na dowód tego zaprezentowali wykonane ukrytą kamerą zdjęcia działacza polonijnego z Witebska Władysława Tokariewa podczas - jak wyjaśniono -  rozmowy z "klientem" załatwiającym u niego polską wizę. Szybsze uzyskanie wizy ma być jakoby możliwe dzięki podaniu się za opozycyjnego działacza, np. członka niezależnego białoruskiego związku zawodowego chcącego jechać na seminarium "Solidarności". - Jeśli dla przedsiębiorczego mieszkańca Witebska pośrednictwo było dochodowym biznesem, przynoszącym po 300 euro od klienta, to gdzie miała oczy ambasada Polski, której pracownicy mają obowiązek sprawdzać zaproszenia i inne dokumenty? - pytał dziennikarz.

Po wyborach prezydenckich z 19 grudnia 2010 roku, w Mińsku brutalnie spacyfikowano protest przeciwko oficjalnym wynikom wyborów, dającym prawie 80 proc. poparcia urzędującemu prezydentowi Alaksandrowi Łukaszence. Do aresztów trafiło wtedy ponad 600 osób - kilkadziesiąt z nich oskarżono o udział bądź organizację masowych zamieszek, a ponad 20 skazano na pobyt w kolonii karnej.

PAP, arb