Ofiar mogło być znacznie mniej

Ofiar mogło być znacznie mniej

Dodano:   /  Zmieniono: 
Liczba śmiertelnych ofiar szturmu w Moskwie prawdopodobnie sięgnie 200; nie podano im na czas antidotum. Tymczasem nazwa użytego gazu nadal utrzymywana jest w tajemnicy.
"Unikalność przeprowadzonej przez rosyjskie służby specjalne operacji w teatrze na Dubrowce nie podlega wątpliwości. Jednak jak zostało wyjaśnione, liczba ofiar mogłaby być o połowę mniejsza, gdyby sztab (operacyjny) poinformował lekarzy o diagnozie na temat poszkodowanych", pisze rosyjski dziennik "Utro" na swojej stronie internetowej, powołując się na anonimowych lekarzy biorących udział w  ratowaniu zakładników. Na razie śmierć poniosło oficjalnie 118 osób, jednak - zdaniem rozmówców "Utro" -  prawdziwy bilans to co najmniej 160 zmarłych, zaś na ostatecznej liście będą nazwiska co najmniej 200 osób.

Wielu ludzi nie da się już uratować. "Lekarze są już tu niepotrzebni. Niestety, tutaj już działa tylko statystyka".

"Nikt nie ostrzegł lekarzy przed tym, z czym przyjdzie im walczyć - zamiast typowych dla takich sytuacji ran postrzałowych, spotykali się oni z otruciem gazem". Jeden z głównych lekarzy Szpitala Miejskiego numer 1 powiedział, że w nocy z  soboty na niedzielę w stan gotowości postawiono głównie chirurgów, brakowało aparatów tlenowych i lekarzy-toksykologów. Ratując życie pacjentów medycy nie wiedzieli jaki dokładnie środek zastosowano. Sam informator twierdził, że był bezradny, gdy niemal na jego rękach umarły cztery osoby.

"O zastosowaniu antidotum zaczęto mówić dopiero jakiś czas po  rozpoczęciu ewakuacji poszkodowanych. Wstrzykiwano je dopiero poczynając od drugiej partii zakładników. (...) ...pierwsi uratowani zostali faktycznie skazani na śmierć". Do końca sztab operacyjny nie informował, że zastosowany zostanie gaz, nie było też o tym mowy zaraz po operacji, a lekarze dowiadywali się o tym co się stało z własnej diagnozy.

"Do chwili obecnej wojskowi toksykolodzy nie poinformowali jaki środek trujący zastosowano. Według wszelkiego prawdopodobieństwa, nazwa zastosowanej substancji i odtrutki podlega tajemnicy państwowej". Ponad dobę lekarzom zabraniano stawiania diagnoz: "otrucie gazem" - komentuje dziennik.

Tymczasem w sobotę niemal wszyscy lekarze potwierdzali, że nikt do szpitala nie trafił ranny, zaś wszyscy ich pacjenci to osoby zatrute gazem. W niedzielę oficjalni przedstawiciele służby zdrowia przyznali, że jedynie dwie osoby zginęły od strzałów, a reszta w  wyniku wywołanych użytą substancją zakłóceń w pracy systemu sercowo-naczyniowego i oddechowego. Pod pierwszym terminem należy prawdopodobnie rozumieć zaprzestanie pracy serca, zaś pod drugim zwykłe uduszenie.

"Sztab (operacyjny) na czas nie informował ministerstwa zdrowia o  koniecznych rozmiarach pomocy i o zastosowaniu gazu. Komisja ochrony zdrowia (w administracji Moskwy) nie zdążyła skierować do  domu kultury na Dubrowce niezbędnej liczby ani wyspecjalizowanych, ani też zwykłych karetek pogotowia i faktycznie nie zorganizowała selekcji poszkodowanych. Do karetek wrzucano po kilkoro ludzi, co  w zasadzie uniemożliwiało lekarzom okazywanie pierwszej pomocy". Nie dokonano także na czas selekcji pod  względem stopnia obrażeń, charakterystycznej dla okazywania pomocy ofiarom katastrof. Ironią jest fakt, że w teorii ratownictwa medycznego, pojęcie selekcji istnieje od 140 lat i jego twórcą jest rosyjski lekarz Nikołaj Pirogow.

Kolejne wymieniane przez gazetę grzechy śmiertelne kierujących akcją to umieszczanie zbyt dużej liczby ludzi w jednym szpitalu (do miejskiej placówki nr 13 trafiło ponad 300 osób), co było ponad siły i zdolności personelu placówki oraz ładowanie umierających ludzi do autobusów, gdzie nie było lekarzy. Władze nie w pełni wykorzystały także karetek pogotowia.

"Często zdarzało się tak, że do nich wynosili już martwych i  personel karetek oczywiście odmawiał ich zabierania. W tym samym czasie ludzi, którym przewóz w transporcie wyspecjalizowanym mógł uratować życie, ładowano na siedzenia autobusów".

Władze przez pewien czas w ogóle nie przyznawały się do użycia gazu usypiającego, prawdopodobnie takiego, jaki używany jest do  narkozy. Mówiono natomiast enigmatycznie o "specjalnych środkach i substancjach".

"Federalna Służba Bezpieczeństwa przeprowadziła eksperyment na  zakładnikach" - pisze opozycyjny "Kommiersant" w  tekście "Przedawkowanie".

Tymczasem wytłumaczeniem "dziwnego" zachowania rosyjskich władz po szturmie może być to, że jak przypuszcza poniedziałkowy "Financial Times", powołując się na medycznych ekspertów, którzy udzielili pomocy zakładnikom, użyto gazu zabronionego konwencją CWC (Chemical Weapons Convention) z 1993 roku"

Gazeta nie wyklucza, że Rosjanie mogli byli użyć gazu będącego odmianą substancji o nazwie "adamsite" - jest to gaz usypiający i paraliżujący system nerwowy, wyprodukowany przed kilkoma laty. Jego prawdopodobnym skutkiem może być trwała choroba umysłowa lub nawet śmierć.

"Niechęć (władz w Moskwie) do ujawnienia nazwy gazu może wynikać z tego, że Rosjanie nie przyznali się do jego posiadania, tak jak wymaga tego konwencja CWC" - podejrzewa FT.

Ken Alibek - b. wicedyrektor radzieckiego programu badań nad broniami chemicznymi, który przed laty zbiegł na Zachód, w wywiadzie telefonicznym dla BBC powiedział, że "służby specjalne użyły jednej z odmian gazu paraliżującego, choć niekoniecznie w  wersji wojskowej, niewykluczone, że w połączeniu z jakąś inną substancją. Niewątpliwie jest to związek zdolny do zabicia ludzi".

Alibek nie wyklucza, że gaz może pochodzić jeszcze z czasów zimnej wojny. Przypomina, że obok kilku programów broni chemicznej i biologicznej kontrolowanych przez różne departamenty wojska, swój własny program miał KGB.

"Nikt nigdy nie twierdził, że Rosjanie zniszczyli te chemiczne substancje. Rosja nadal ich potrzebuje do celów wojskowych. Nie  wiemy i nigdy się nie dowiemy jakimi jeszcze innymi substancjami chemicznymi dysponują rosyjskie służby specjalne" - podkreśla Alibek.

"Wybrane przez Kreml metody są jak wyjęte z podręcznika dla służb bezpieczeństwa, napisanego za władzy sowieckiej" - komentuje "The New York Times". Przypomina, że wpuszczony do teatru gaz spowodował śmierć co najmniej 116 zakładników. "Rząd doprowadził do  spotęgowania horroru, nie dostarczając odpowiedniej opieki medycznej".

"Powstały bałagan i wysiłki, by go zatuszować, przypominają niezręczne wysiłki Sowietów, by poradzić sobie z awarią w  elektrowni atomowej w Czarnobylu w 1996 roku".

em, pap