Hollande obiecuje Europie koniec oszczędzania. "Moje zwycięstwo to nadzieja dla świata"

Hollande obiecuje Europie koniec oszczędzania. "Moje zwycięstwo to nadzieja dla świata"

Dodano:   /  Zmieniono: 
Francois Hollande (fot.EPA/YOAN VALAT/PAP) 
Socjalista Francois Hollande zwyciężył w w wyborach prezydenckich we Francji, uzyskując ok. 52 proc. głosów - wynika z sondażów powyborczych różnych instytutów opinii publicznej. Na reprezentującego centroprawicę, obecnego prezydenta Nicolasa Sarkozy'ego głosowało ok. 48 proc. wyborców.

Według sondażu powyborczego instytutu CSA, Hollande uzyskał 51,8 proc. głosów, a Sarkozy - 48,2 proc. Instytut Harrisa podał, że Hollande uzyskał 51,9 proc. głosów, a jego rywal 48,1 proc. MSW podało, że frekwencja w drugiej turze wyniosła 81,2 proc. czyli nieco więcej niż w pierwszej turze dwa tygodnie temu. Jednocześnie do  urn poszło mniej Francuzów niż w drugiej turze poprzednich wyborów prezydenckich w 2007 roku (85,3 proc.).

Sarkozy: to już koniec, szanujcie Hollande'a

Prezydent Sarkozy przyznał zaraz po zakończeniu głosowania w całym kraju, że przegrał walkę o reelekcję z socjalistą. Życzył rywalowi powodzenia w pełnieniu tej funkcji. - Francois Hollande jest prezydentem Republiki, musi być szanowany - oświadczył Sarkozy w  paryskiej sali Mutualite wypełnionej setkami jego sympatyków. Odchodzący szef państwa podkreślił, że zatelefonował już do  Hollande'a, życząc mu "powodzenia w czekających go wyzwaniach". Sarkozy dodał, że "ponosi pełną odpowiedzialność za swoją porażkę". Według źródeł bliskich szefowi państwa, cytowanych przez AFP, prezydent poinformował też swoje otoczenie, że już nigdy nie będzie kandydował na najwyższą funkcję w państwie.

Hollande obiecuje Europie ulgę

W pierwszym swoim przemówieniu po zwycięstwie Hollande podkreślił, że  jego triumf jest wytchnieniem dla Europy, gdyż oznacza kres drastycznych wyrzeczeń i szansę na pobudzenie wzrostu gospodarczego. - 6 maja będzie wielką datą dla naszego kraju, nowym początkiem dla Europy, nową nadzieją dla świata - oświadczył Hollande, przemawiając do  wiwatujących na jego cześć sympatyków w Tulle w departamencie Correze. Dodał, że w wielu krajach europejskich jego zwycięstwo jest przyjęte jak "ulga i nadzieja, że wreszcie nie musimy być skazani na  wyrzeczenia". - Zmiana, którą wam proponuję, musi być godna wielkości Francji. Zaczyna się ona teraz - oświadczył Hollande.

"Francja jest jedna"

- Nie ma dwóch Francji, jest tylko jedna Francja, zjednoczona w swoim przeznaczeniu - podkreślił prezydent-elekt, który dodał, że "zwraca się z republikańskim pozdrowieniem" do swojego pokonanego rywala. Zaraz po podaniu pierwszych wyników sondażowych mówiących o  zwycięstwie Hollande'a wśród jego zwolenników zgromadzonych przed paryską siedzibą Partii Socjalistycznej i na placu Bastylii, wybuchła euforia. Z kolei współpracownicy Sarkozy'ego jeszcze przed podaniem sondażowych wyników wyborów odwołali wielki wiec poparcia dla niego na placu Concorde w Paryżu, przewidziany w przypadku jego zwycięstwa.

Lewica powraca po 17 latach

Triumf Hollande'a oznacza kres władzy prawicy w Pałacu Elizejskim po  17 latach nieprzerwanych rządów. Hollande będzie pierwszym lewicowym prezydentem Francji od czasu Francois Mitterranda, który piastował najwyższy urząd przez dwie siedmioletnie kadencje - w latach 1981-1995. Dla 57-letniego Hollande'a zwycięstwo jest błyskotliwym politycznym sukcesem, gdyż do tej pory nigdy nie sprawował on funkcji rządowych - jego największym osiągnięciem było dotychczas kierowanie Partią Socjalistyczną w latach 1997-2008. Hollande znany jako przedstawiciel umiarkowanej i pragmatycznej lewicy, ma  opinię polityka kompromisowego i wyważonego, ale także pozbawionego charyzmy.

Do władzy w Pałacu Elizejskim Hollande szedł pod hasłem "Czas na  zmianę", sprzeciwiając się polityce obecnego szefa państwa. Nowy prezydent Francji obiecuje walkę z deficytem budżetowym i rekordowym długiem publicznym oraz  zwiększenie zatrudnienia ludzi młodych i seniorów. Chce to osiągnąć m.in. przez podwyższenie podatków, nakładanych zwłaszcza na  najbogatszych Francuzów.

PAP, arb