Eurodeputowani oburzeni. "W Niemczech prowadzi się zamaskowane kontrole"

Eurodeputowani oburzeni. "W Niemczech prowadzi się zamaskowane kontrole"

Dodano:   /  Zmieniono: 
Autokary z Czech są w Niemczech regularnie kontrolowane (fot. sxc.hu)Źródło:FreeImages.com
Eurodeputowani wzywali unijną komisarz ds. wewnętrznych Cecilię Malmstroem, by KE reagowała na "zamaskowane" kontrole na granicach wewnętrznych UE, na obszarze Schengen, i żądali, by PE współdecydował ws. przywracania niezapowiedzianych kontroli.

Sprawa Schengen pojawiła się w debacie, bo posłowie z frakcji socjalistów chcieli, by PE zajął się przypadkami ocenianymi przez nich jako łamanie zasad Schengen. Chodzi m.in. o kontrole autokarów czeskich w Niemczech, co opisała w maju Komisja Europejska w swoim rocznym sprawozdaniu na temat funkcjonowania systemu Schengen.

Czeskie autokary pod szczególną kontrolą

Malmstroem potwierdziła, że KE wie o 11 przypadkach domniemanego łamania zasad Schengen przez łącznie 10 krajów. To właśnie m.in. kontrole czeskich autokarów; według statystyk od lutego 2012 roku ponad 55 proc. czeskich autokarów przejeżdżających przez Niemcy na obszarze przygranicznym zostało poddanych kontroli. To również kontrole drogowe na granicy holendersko-belgijskiej, które sąd w Holandii uznał za naruszające zasady Schengen.

W pierwszej sprawie KE wciąż czeka na dane od władz niemieckich i czeskich przewoźników, by ustalić, czy kontrole autokarów były równoważne z granicznymi, i do października sporządzić "rzetelną analizę" sytuacji - wyjaśniła Malmstroem. W drugiej sprawie KE uważa, że holenderskie kontrole policyjne nie były równoważne z granicznymi, więc nie doszło do łamania zasad Schengen. KE poczeka jednak na orzeczenie unijnego Trybunału Sprawiedliwości - zastrzegła komisarz. Nie wykluczyła, że w przyszłości część z 11 przypadków może doprowadzić do wszczęcia przez KE procedury o naruszenie unijnego prawa.

"To >zamaskowane< kontrole"

Jednak europosłowie niemal jednogłośnie oceniali te przypadki jako "zamaskowane" kontrole, które są zagrożeniem dla jednej z najważniejszych zdobyczy UE - zasady swobodnego przepływu osób. - Proszę o ogłoszenie programu "zero tolerancji" dla łamania zasad Schengen - mówiła należąca do Europejskiej Partii Ludowej (EPL) Lena Kolarska-Bobińska (PO), wskazując, że w ostatnich miesiącach dochodzi do "podmywania tych zasad", bo "różne kraje pod różnymi pretekstami" wprowadzają kontrole, zarówno jawne, jak i niejawne.

- Zbyt często dochodzi do naruszania w sposób niebezpieczny zasad Schengen - wtórowała jej Renate Weber z frakcji liberałów, pytając, jak "długo jeszcze KE będzie udawać, że wszystko jest w porządku". Socjalista Ioan Enciu zwrócił uwagę, że gdy w zeszłym roku Francja czasowo przywróciła kontrole na granicy z Włochami, sprawę nagłośniły media. Nie pisały one jednak o "zamaskowanych kontrolach", których dopuściły się inne państwa - wskazał. Niemal od razu debata przerodziła się w jednogłośny apel, by przywrócić europarlamentowi prawo do współdecydowania w sprawie rozporządzenia o nowym mechanizmie oceny Schengen. Rada UE, czyli rządy, w czerwcu ograniczyła tu rolę PE, co wywołało oburzenie PE.

"Konsultacje to za mało"

Chociaż na początku debaty przedstawiciel Rady, wiceminister ds. europejskich Cypru Andreas Mawrojannis przekonywał, że Rada uwzględni stanowisko PE przed ostatecznymi decyzjami, europosłowie żądali, by PE miał prawo współdecydowania. - Konsultacje (z PE) to za mało, nalegam na anulowanie decyzji Rady - mówił Manfred Weber z EPL. - PE musi być uczestnikiem wszelkich dyskusji, które dotyczą przyszłości Schengen - dodał Jacek Protasiewicz (PO) z tej samej frakcji. W imieniu socjalistów Monika Fleszikova-Beniova zarzucała Radzie, że "coraz częściej" pomija PE i apelowała do KE, by stanęła w tej sprawie "ramię w ramię" z europarlamentem.

KE we wrześniu zeszłego roku przedstawiła propozycję reformy Schengen. W czerwcu Rada UE postanowiła, że rozporządzenie o nowym mechanizmie oceny sytuacji na granicach Schengen, zakładające m.in. niezapowiedziane kontrole, będzie przyjmowane tylko kwalifikowaną większością głosów w Radzie, a nie - jak przewidywała KE - wspólnie z PE w ramach procedury tzw. kodecyzji. Zdaniem PE to zamach na zasadę wspólnotowości w podejmowaniu decyzji przez instytucje unijne.

ja, PAP