Podchody Schroedera

Podchody Schroedera

Dodano:   /  Zmieniono: 
Gerhard Schroeder próbuje naprawić stosunki z USA, nie biorąc jednocześnie na siebie winy za ich ochłodzenie. Świadczy o tym m.in. komentarz w "Die Zeit" jego b. bliskiego współpracownika .
Komentarz ten zatytułowany "Welcome, Colin Powell" i w całości opublikowany po angielsku ukazał się z okazji pierwszej od pojawienia się niemiecko-amerykańskiego sporu na tle polityki wobec Iraku wizyty amerykańskiego sekretarza stanu USA Colina Powella w Niemczech.

Powell spotka się w piątek w Berlinie z kanclerzem Gerhardem Schroederem oraz szefem niemieckiej dyplomacji Joschką Fischerem.

"To dobrze, że składa Pan wizytę w Niemczech. Wojna w Iraku skończyła się. Terroryzm, niestety nie. Pamięć o naszych transatlantyckich sporach wyblaknie" - napisał wydawca "Die Zeit" Michael Naumann, w poprzedniej kadencji bliski współpracownik Schroedera, pełniący przez pewien czas funkcję ministra kultury, i wezwał oba kraje do "wspólnego" rozwiązywania przyszłych kryzysów. Niemiecko-amerykański sojusz "opiera się na wspólnych wartościach" - dodał.

Według oceny konserwatywnego dziennika "Frankfurter Allgemeine Zeitung", Powell przybywa do Berlina z "gałązką oliwną". Przypomina wypowiedziane niedawno przez Powella słowa: "Co było, to minęło. Nie mówimy teraz o problemach wojny, lecz o pokoju".

Ton prasowych komentarzy odzwierciedla powszechne wśród niemieckich elit politycznych - tak rządowych, jak i opozycyjnych - oczekiwanie na poprawę wystawionych w minionych miesiącach na ciężką próbę stosunków ze Stanami Zjednoczonymi. Podczas kampanii przed wyborami do Bundestagu w lecie ubiegłego roku Schroeder zarzucił administracji amerykańskiej "awanturnictwo", a następnie oświadczył, że Niemcy, niezależnie od decyzji Rady Bezpieczeństwa ONZ, nie wezmą udziału w interwencji w Iraku. Niemcy wraz z Francją i Rosją należały do głównych przeciwników zbrojnej rozprawy z reżimem Saddama usajna. Po rozpoczęciu wojny kanclerz napiętnował ją w pzemówieniu telewizyjnym jako "błędną decyzję".

Obecnie od czasu zakończenia działań wojennych w Iraku Schroeder zabiega o poprawę stosunków z USA, unikając jednak wszystkiego, co mogłoby być uznane za przyznanie się do błędów i zamiar udania się obecnie "do Kanossy".

Po terrorystycznym zamachu w Arabii Saudyjskiej w miniony poniedziałek Schroeder jako jeden z pierwszych wysłał Bushowi pismo kondolencyjne zawierające deklarację, że Niemcy stoją "solidarnie" po stronie USA.

Szef niemieckiego rządu zasygnalizował też gotowość do wyjścia Amerykanom naprzeciw w dwóch podnoszonych przez Waszyngton sprawach. Schroeder oświadczył podczas minionego weekendu, że "nie widzi żadnych powodów" przemawiających przeciwko zniesieniu sankcji wobec Iraku. Takie stanowisko zgodne jest ze stanowiskiem Waszyngtonu, który zabiega w Radzie Bezpieczeństwa o uchwalenie stosownej rezolucji. Berlin nie zamierza także blokować ewentualnej decyzji NATO o wysłaniu do Iraku oddziałów sojuszu, chociaż udział Bundeswehry w takiej operacji pozostaje kwestią otwartą.

W ubiegłotygodniowym przemówieniu z okazji 100 rocznicy powstania niemiecko-amerykańskiej izby handlu Schroeder nie szczędził ciepłych słów pod adresem USA.

W obecności kilkuset amerykańskich przedsiębiorców podkreślił, że  Niemcy i USA łączy "witalna przyjaźń". Należy "patrzeć w  przyszłość", a nie szukać usprawiedliwień dla decyzji z  przeszłości bądź też robić sobie wzajemnie wyrzuty - dodał.

Schroeder ocenił partnerstwo z USA jako "niezbędne" - tak samo jak przyjaźń niemiecko-francuską. "Nikt nie powinien próbować stawiać Niemców przed niedorzecznym wyborem pomiędzy przyjaźnią z  Francją a przyjaźnią z USA. Jestem pewien: straciliby na tym wszyscy zainteresowani, a w konsekwencji cały świat" - mówił.

Obserwatorzy zwracają uwagę również na niecodzienny gest pod adresem amerykańskiego gościa, jakim jest publikacja czwartkowego komentarza w języku angielskim w "Die Zeit".

Wydaje się jednak, że po tym, co padło wcześniej z jego ust, Schroederowi będzie trudno przekonać do podobnej wolty niemieckie społeczeństwo. Silne antyamerykańskie akcenty widoczne były podczas antywojennych manifestacji, które w minionych miesiącach przetoczyły się ulicami niemieckich miast, gromadząc setki tysięcy obywateli. Znane osobistości życia publicznego, m.in. katolicki arcybiskup Berlina Sterzinsky, nawoływali do bojkotu amerykańskich towarów. Niemieccy językoznawcy wzywali do usunięcia z języka niemieckiego angielskich zapożyczeń i zastąpienia ich zwrotami francuskimi. Niemiecki laureat literackiej nagrody Nobla, Guenter Grass, porównał Busha do przywódcy Al-Kaidy, Osamy bin Ladena.

Jak wynika z opublikowanych w środę wyników sondażu instytutu badania opinii publicznej Allensbach, 49 proc. Niemców uznaje Francję za najważniejszego partnera, natomiast tylko 17 proc. widzi w takiej roli USA. Dobre zdanie o prezydencie Jacquesu Chiracu ma 45 proc. ankietowanych; prezydenta Busha ocenia pozytywnie tylko 10 proc. Niemców. Potrzeba będzie dużo czasu, aby przywrócić "prawie rodzinne" więzy, łączące dawniej Niemców i Amerykanów - ocenia szefowa instytutu Allensbach -Elisabeth Noelle.

Prezydent Bush jak dotąd także nie wykazuje chęci "wyciągnięcia ręki" do niemieckiego kanclerza. Nadal nie wiadomo, kiedy dojdzie do bezpośredniego spotkania przywódców Niemiec i USA. Ostatnia rozmowa Schroedera i Busha odbyła się przy okazji szczytu NATO w Pradze w listopadzie ubiegłego roku. Od tego czasu obaj politycy nie kontaktowali się ze sobą - nawet telefonicznie. Jak powiedział rzecznik niemieckiego rządu, program spotkania na szczycie ośmiu potęg gospodarczych za dwa tygodnie w Evian, we Francji nie przewiduje "jak na razie" spotkania w cztery oczy Schroedera i Busha.

em, pap