W czwartek wieczorem kilkudziesięciu irackich policjantów dało Amerykanom 48 godzin na opuszczenie atakowanego wcześniej przez antyamerykańskich manifestantów posterunku w Faludży. Ultimatum przedstawiło kilku policjantów, którzy wkroczyli do kwatery wojsk USA, ubrani w wydane im wcześniej przez Amerykanów nowe policyjne mundury.
Zażądali oni, by siły USA znalazły sobie nowe lokum, argumentując, iż w krzyżowym ogniu między partyzantami irackimi a żołnierzami USA ginie coraz więcej Irakijczyków, w tym także - nowych policjantów.
Jeszcze w sobotę rano dowódca stacjonującej w Faludży Drugiej Brygady 3. Dywizji Piechoty USA, płk Joseph Di Salvo twierdził, że Amerykanie będą "stopniowo" redukować liczebność swych sił w mieście, uważanym za centrum tzw. sunnickiego trójkąta - terenów, gdzie prosaddamowskie sentymenty są najsilniejsze. "Nie ma mowy o wycofaniu. W ciągu tygodnia etapowo redukowana będzie liczba żołnierzy, stacjonowanych w mieście" - mówił.
Ujawnił też, że o 10 procent zmniejszona została liczba Amerykanów, zajmujących sporny posterunek policji w Faludży. "Dalsza redukcja nastąpi dopiero wówczas, gdy oddziały irackiej policji zostaną ostatecznie sformowane, otrzymają potrzebny sprzęt, a także dowiodą, iż są w stanie spełnić spoczywające na nich zadania" - mówił Di Salvo.
Z informacji agencji AP wynika, że Amerykanie zdecydowali się na przekazanie spraw bezpieczeństwa w Faludży irackiej policji po interwencji mianowanego przez siły USA burmistrza miasta a także przedstawicieli miejscowej irackiej policji.
em, pap