Miasto - jak oświadczył w niedzielę burmistrz Nowego Jorku Michael Bloomberg - będzie musiało zapłacić swym urzędnikom 5-10 milionów dolarów za przepracowane w czasie awarii nadgodziny. Nowy Jork poniesie oczywiste straty z powodu utraty podatków wskutek zmniejszenia obrotów sklepów, restauracji i firm usługowych.
Niektóre hotele zrezygnowały z opłat od swych klientów, którzy musieli wdrapywać się na piętra z latarkami i świecami.
Zamknięte były przez co najmniej dwa dni teatry na Brodwayu. Już w niedzielę wznowiono 23 przedstawienia, ale teatry muszą zwrócić prawie pół miliona dolarów za przedstawienia, które się nie odbyły z powodu braku prądu.
Inny przykład poniesionych strat to sytuacja słynnego Empire State Building, obecnie najwyższego drapacza chmur w Nowym Jorku: gdyby windy podczas weekendu funkcjonowały, turyści zapłaciliby za korzystanie z nich i oglądanie panoramy miasta ok. 220.000 dolarów; spodziewano się 20.000 wizyt, a każda wejściówka kosztuje 11 dolarów.
Sklepy musiały pozbyć się łatwo psujących się produktów, ponieważ nie działały lodówki.
Podobnie, jak po zamachach z 11 września 2001 roku, za ogromną część strat będą musiały zapłacić firmy ubezpieczeniowe.
Do tego należy doliczyć straty, jakie poniosły inne wschodnie regiony USA i Kanady dotknięte skutkami awarii, w których zamieszkuje ok. 50 milionów osób.
Jednak oficjalnej kalkulacji jeszcze nie ma i amerykański sekretarz ds. energii, Spencer Abraham, nie chciał w niedzielę zaryzykować żadnej liczby.
em, pap