Wpadł bo nie uważał na słowa

Wpadł bo nie uważał na słowa

Dodano:   /  Zmieniono: 
Podejrzany o popełnienie morderstw politycznych na zlecenie władz NRD 53-letni mieszkaniec Berlina nie przyznaje się do winy, twierdzi, że tylko chwalił się tym czego nigdy nie robił.
Jak podał w niedzielę niemiecki tygodnik "Der Spiegel", w  czasie pierwszego przesłuchania mężczyzna zeznał, że przechwalając się zabójstwami chciał "dodać sobie splendoru". Inny niemiecki magazyn, "Focus", twierdzi, że mężczyzna liczył na zatrudnienie w  amerykańskiej CIA.

Funkcjonariusze policji zatrzymali domniemanego zabójcę na  polecenie Prokuratury Federalnej w minioną środę w jachtklubie koło Rainsberga na północ od Berlina.

Prokuratura podejrzewa go o przynależność w latach 1976-87 do  podległego władzom NRD tzw. komanda śmierci, którego celem była likwidacja osób uznanych przez Berlin Wschodni za niewygodne. Według "Spiegla", prokuratura zarzuca aresztowanemu popełnienie morderstw w 25 przypadkach, na Wschodzie i Zachodzie Niemiec.

Niemiecka policja dysponowała od czterech lat wskazówkami o  powiązaniach podejrzanego z "komandem śmierci". Były oficer wschodnioniemieckiego ministerstwa bezpieczeństwa państwa poinformował jako pierwszy prokuraturę, iż domniemany killer opowiedział mu o swojej przestępczej przeszłości.

Więcej szczegółów uzyskał agent niemieckich służb bezpieczeństwa, którzy przedstawiając się jako pracownik CIA, poszukujący specjalisty "od mokrej roboty", nawiązał bliższe kontakty z  podejrzanym. Z rozmów tych wynika, że domniemany zabójca otrzymywał dwa lub trzy zlecenia zabójstwa rocznie, ostatnio w  1987 r. "On i jego kompani tylko strzelali. O swoich ofiarach właściwie nic nie wiedział" - czytamy w "Spieglu".

Prokuratura Federalna nałożyła embargo na wszystkie informacje o śledztwie. Według Spiegla, praca posuwa się bardzo powoli. Zabójcy na zlecenie mieli wykonywać wyroki strzelając z  pistoletu Makarow o kalibrze 9 mm. Jednak do wszystkich opisywanych przez media morderstw, które mogłyby mieć związek z  działalnością komanda, użyto innej broni.

Domniemany morderca pracował w latach 1977-79 we  wschodnioniemieckim ministerstwie spraw wewnętrznych. Jak zauważa Spiegel, był to czas, gdy rozpoczęła się seria morderstw politycznych. Karta meldunkowa berlińczyka była utajniona. Po  zwolnieniu z MSW pracował jako dekarz. Ostatnio zajmował się wypożyczaniem łodzi.

Historycy zajmujący się aparatem bezpieczeństwa NRD przypuszczają, że oddział zabójców mógł podlegać bezpośrednio komitetowi centralnemu Socjalistycznej Partii Jedności Niemiec (SED). W archiwach zachował się rozkaz szefa wschodnioniemieckiego MSW Ericha Mielkego z 1963 r. o utworzeniu tajnego oddziału sabotażowego.

Jak podaje Frankfurter Allgemeine Zeitung, władze bezpieczeństwa NRD w latach 70. i 80. przeszkoliły wojskowo blisko 1900 członków zagranicznych organizacji wyzwoleńczych. Dwa razy więcej obywateli NRD przeszło szkolenia przygotowujące do akcji terrorystycznych, porwań i zabójstw na zlecenie - twierdzi FAZ.

sg, pap