Było to drugie w tym tygodniu zabójstwo osoby współpracującej z władzami koalicyjnymi na południu Iraku. We wtorek zastrzelono dyrektora generalnego oświaty w prowincji Diwanija, w polskiej strefie stabilizacji.
Cztery osoby zginęły, a sześć zostało rannych w potężnym wybuchu niedaleko biura siedziby Patriotycznej Unii Kurdystanu (PUK) Dżalala Talabaniego w Kirkuku. Talabani przewodniczy irackiej Radzie Zarządzającej.
"Jestem na sto procent pewien, że to był samobójczy zamach" - ocenił policjant Szwan Madżid Karim.
Do ataku doszło w kilka godzin po zamachu w Ramadi, na zachód od Bagdadu, gdzie w wybuchu samochodu-pułapki przed siedzibą irackich władz tymczasowych zginęło dwóch Irakijczyków, a 12 zostało rannych.
Wyładowany dynamitem samochód eksplodował w nocy ze środy na czwartek - kierowca-samobójca uruchomił zapalnik, uderzając w pełnym pędzie w ogrodzenie domu, należącego do współpracującego z Amerykanami przywódcy jednego z plemion sunnickich w Ramadi, szejka Amera Alego Sulejmana. Dwie śmiertelne ofiary to rodzice Sulejmana.
Sulejman - przywódca plemienia Dulejm, jednego z największych sunnickich plemion w Iraku - jest członkiem rady miejskiej Ramadi i pozostaje w bliskich kontaktach z Amerykanami.
Ramadi położone jest na zachód od Bagdadu, na obszarze "trójkąta sunnickiego", w którym najczęściej dochodzi do ataków na Amerykanów i ich irackich współpracowników, w tym również policjantów. W mieście stacjonuje amerykańska 82. Dywizja Spadochronowa. Amerykanie podawali w środę, iż tego dnia udaremnili tu cztery ataki, zabijając ośmiu irackich zamachowców.
Zwolennicy Saddama Husajna, walczący z siłami koalicji amerykańsko-brytyjskiej, od pewnego czasu zapowiadają, że ich celem będą "kolaboranci" współpracujący z władzami okupacyjnymi.
em, pap