Steinbach odcina się od Pruskiego Powiernictwa

Steinbach odcina się od Pruskiego Powiernictwa

Dodano:   /  Zmieniono: 
Władze Niemieckiego Związku Wypędzonych (BdV) oficjalnie odcięły się od działalności Pruskiego Powiernictwa, występującego o odszkodowania w imieniu Niemców wysiedlonych z Polski.
"Związek Wypędzonych nie ma nic wspólnego ani z powstaniem, ani z działalnością Powiernictwa" - powiedziała sekretarz generalny BdV, Michaela Hribarski. Dodała, że takie stanowisko zajmuje jednomyślnie całe prezydium BdV.

Władze BdV zapowiedziały także, że wystąpią na drogę sądową, jeżeli przedstawiciele spółki nie zaprzestaną powoływać się na organizacyjne bądź personalne powiązania z BdV. "Działalność Powiernictwa jest szkodliwa politycznie" - oceniła Hribarski dodając, że nie zmienia to stanowiska BdV w sprawie istnienia otwartych kwestii majątkowych pomiędzy Polską i Niemcami.

Przewodniczącym rady nadzorczej Pruskiego Powiernictwa (Preussische Treuhand) jest szef ziomkostwa Ślązaków, Rudi Pawelka. Poinformował on przy okazji zakończonej w  piątek trzydniowej konferencji w Koenigswinter poświęconej aspektom prawnym roszczeń wypędzonych, że jego spółka zyskuje co tydzień kilkudziesięciu nowych akcjonariuszy. "Jest nas obecnie kilkaset osób".

Pawelka potwierdził zamiar złożenia w polskich sądach zbiorowych pozwów o odszkodowanie, a w przypadku niepowodzenia skierowania spraw do Europejskiego Trybunału Praw Człowieka w Strasburgu. "W ostateczności są jeszcze sądy amerykańskie" - zagroził Pawelka podkreślając jednak, że priorytetem pozostaje "dogadanie się" z władzami polskimi.

Zastępca Pawelki, Hans-Guenther Parplis wskazał na "emocjonalne przywiązanie" do rodzinnych stron Niemców, którzy musieli opuścić ziemie na wschód od Odry i Nysy. "Prawo jest po naszej stronie, chociaż szanse na osiągnięcie zadośćuczynienia niewielkie" -  powiedział.

Uczestniczący w konferencji niemieccy prawnicy uznali co prawda przymusowe wysiedlenie niemieckiej ludności po II wojnie światowej za pogwałcenia niezbywalnego "prawa do stron ojczystych", ocenili jednak bardzo sceptycznie szanse poszkodowanych na wywalczenie na drodze sądowej prawa do powrotu lub odszkodowań za pozostawione mienie.

Dietrich Murswiek z uniwersytetu we Fryburgu Bryzgowijskim uznał wypędzenie Niemców za "przestępstwo", które w świetle prawa międzynarodowego możne być zakwalifikowane nawet jako zbrodnia. Jednak "prawo do stron ojczystych" wykazuje - jego zdaniem - tendencję do "zanikania", jeżeli jego realizacja przeciąga się w czasie.

"To gorzka prawda dla ofiar, jednak nawet rozgoryczenie z czasem zanika" - przyznał prawnik. Zastrzegł, że prawo do powrotu dotyczy tylko bezpośrednich ofiar wypędzenia i nie jest dziedziczone przez dzieci. Wszystkie rozwiązania muszą też uwzględniać interesy ludności, która zamieszkała na opuszczonym terenie i nabyła w miarę upływu czasu ze swej strony prawo do tych ziem jako stron ojczystych.

Zdaniem Murswieka, aktualne pozostają roszczenia materialne, których realizacja zależy jednak "od politycznego układu sił oraz politycznej woli do ich przeforsowania". "Nasze spotkanie nie powinno służyć tworzeniu iluzji" - podkreślił. "Roszczenia istnieją, lecz nie widzę możliwości przeforsowania ich" - dodał.

"Ostatnią szansą" na skłonienie Polski i Czech do ustępstw były - jego zdaniem - negocjacje dotyczące rozszerzenia Unii Europejskiej. "Niemiecki rząd nie wykorzystał tej szansy" - uważa Murswiek, który wezwał niemiecki rząd do wyciągnięcia konsekwencji ze swego postępowania i oficjalnej rezygnacji z roszczeń wobec Polski i Czech. Oznaczałoby to konieczność wypłacenia poszkodowanym Niemcom rekompensat z budżetu niemieckiego.

W liście skierowanym do uczestników konferencji dyrektor departamentu ds. wysiedleńców i niemieckiej mniejszości MSW, Klaus Poehle, potwierdził stanowisko niemieckiego rządu w kwestii wysiedleń. "Obecny rząd niemiecki, podobnie jak wszystkie poprzednie rządy, zawsze uważał wypędzenie i wywłaszczenie niemieckiej własności bez odszkodowania za sprzeczne z prawem międzynarodowym. To stanowisko nie uległo zmianie" - napisał Poehle w liście odczytanym przez organizatora konferencji Hansa- Guenthera Parplisa.

Przedstawiciel MSW podkreślił, że niemiecki rząd traktował jako priorytet zadanie budowy zaufania dla partnerstwa i współpracy w  Unii Europejskiej. Z tego powodu spraw majątkowych nie łączono z  negocjacjami akcesyjnymi do Unii - wyjaśnił.

Murswiek oraz inni prawnicy podkreślali, że prawo nie może działać wstecz. Dlatego za nieprzydatną w staraniach o restytucję mienia uznał wymienianą przez wielu uczestników konferencji Kartę Praw Unii Europejskiej. "Po pierwsze Karta jeszcze nie obowiązuje, po drugie nie będzie dotyczyła dawnych roszczeń" - podkreślił.

Podobną opinię wyraził Dieter Blumenwitz z Wuerzburga. Prawnik podkreślił, że Europejski Trybunał Praw Człowieka w Strasburgu zajmuje się przypadkami naruszeń europejskiej konwencji praw człowieka przez państwa po ratyfikowaniu przez nie tego dokumentu. Polska ratyfikowała konwencję w 1993 roku. "Trybunał może działać dopiero od momentu poddania się przez dany kraj orzecznictwu Trybunału. Taka sytuacja dogodna jest dla krajów odpowiedzialnych za wypędzenia" - powiedział.

Argumenty prawników spotkały się z dezaprobatą większości uczestników konferencji. Wytykali oni niemieckiemu rządowi "opieszałość", a nawet niechęć do poparcia roszczeń wypędzonych.

Z przeprowadzonych w 1999 r. wyliczeń BdV wynika, że wartość mienia państwowego i prywatnego pozostawionego przez Niemców w  Europie Środkowej, Wschodniej i Południowo-Wschodniej wynosiła, według aktualnych cen, 710 mld marek (ok. 355 mld euro), z czego majątek pozostawiony w Polsce był wart 428,6 mld marek (ok. 214,3 mld euro).

em, pap