Powstanie sadrystów

Powstanie sadrystów

Dodano:   /  Zmieniono: 
Piąty dzień trwały walki wojsk koalicyjnych z rebeliantami, największe od czasu obalenia - równo rok temu - reżimu Saddama Husajna.
Dowódca wojsk koalicyjnych gen. Ricardo Sanchez przyznał, że  bojówki antyamerykańskiego duchownego szyickiego Muktady al-Sadra kontrolują miasta Kut i Nadżaf w polskiej strefie stabilizacyjnej. Sadryści opanowali także sąsiadujące z Nadżafem miasto meczetów, Kufę.

Bojówki Sadra domagają się, aby wojska koalicyjne opuściły tereny zamieszkane i uwolniły więźniów.

W Karbali żołnierze polscy i bułgarscy udaremnili w nocy ze środy na czwartek próbę zajęcia siedziby irackich władz lokalnych, podjętą przez bojowców z milicji Sadra, zwanej Armią Mahdiego. W  walkach zginęło dziewięć osób, a 20 zostało rannych, ale po  stronie koalicji nie było żadnych strat. Na prośbę Bułgarii Amerykanie wsparli jej 450-osobowy kontyngent w Karbali 120 swoimi żołnierzami.

Wielonarodowa dywizja dowodzona przez gen. Mieczysława Bieńka zaprzeczyła doniesieniom, że negocjuje w Karbali z Armią Mahdiego. Trwają natomiast rozmowy z umiarkowanie nastawionymi przywódcami religijnymi. Rzecznik dywizji ppłk Robert Strzelecki powiedział, że duchowni obiecali, iż podczas modłów piątkowych potępią falę przemocy.

Gen. Sanchez zapowiedział natychmiastowe odzyskanie kontroli nad Kutem, skąd w nocy z wtorku na środę wycofały się wojska ukraińskie. Operacja ma już kryptonim: "Resolute Sword", czyli "Stanowczy Miecz". Jednak konfrontacja z sadrystami w Nadżafie i  Kufie ma nastąpić później, bo 10 kwietnia wypada ważne święto szyickie Arbain i do miast tych, a także do Karbali, ściągają dziesiątki tysięcy pielgrzymów.

W Faludży na zachód od Bagdadu amerykańska piechota morska toczyła zażarte walki z partyzantami, tak ciężkie, że jej dowódca, ppłk Brennan Byrne, wyznał agencji AFP, iż sytuacja jest "jak w  Hue w Wietnamie" w roku 1968.

Sanchez powiedział, że pacyfikacja Ramadi i Faludży może potrwać "dni albo tygodnie". Eksperci wojskowi cytowani przez Reutera obawiają się, że amerykańscy marines nie są wyszkoleni w  zwalczaniu partyzantki miejskiej i poniosą duże straty. Ostrzegają też, że nieuchronne w bitwach na terenie zabudowanym ofiary wśród ludności cywilnej mogą przysporzyć partyzantom nowych zwolenników.

Reprezentujący sunnitów członek kierownictwa Rady Zarządzającej Iraku, Muhsin Abd al-Hamid, zagroził, że może wycofać się z Rady, jeśli siły koalicyjne nie powstrzymają rozlewu krwi. Powiedział, że kontynuowanie pacyfikacji Faludży doprowadzi do  "sytuacji bez odwrotu między siłami okupacyjnymi i narodem irackim". W Faludży zginęło od poniedziałku przeszło 280 Irakijczyków. Ogółem w walkach na terenie całego Iraku poległo od niedzieli co  najmniej 38 żołnierzy amerykańskich, a straty po stronie partyzantów i sadrystów zbliżyły się do 500.

Tymczasem przybywa oznak, że jednoczesny zryw partyzantki w  Faludży i Ramadi oraz bojówek Sadra skłania do współpracy tradycyjnych przeciwników - prosaddamowskich sunnitów i  dyskryminowanych przez Saddama szyitów.

W czwartek rano tysiące Irakijczyków - szyitów i sunnitów -  wyruszyły samochodami z Bagdadu do Faludży, aby zawieźć tamtejszym mieszkańcom żywność i lekarstwa. W konwoju wywieszono portrety Muktady al-Sadra i zabitego niedawno przez Izrael założyciela Hamasu, szejka Ahmeda Jasina. "Nie ma szyitów, nie ma sunnitów, jest tylko islamska jedność" - krzyczeli uczestnicy konwoju.

Generał Sanchez powiedział, że jak się zdaje, istnieją już powiązania "na najniższym szczeblu" między milicją szyicką -  walczącą z siłami koalicji w kilku miastach na południu - a  sunnickimi powstańcami, od dawna walczącymi z wojskami USA w  centralnym Iraku.

Na południu Iraku rebelianci uprowadzili jako zakładników troje Japończyków i grożą, że zabiją ich, jeśli 530 żołnierzy japońskich nie opuści Iraku w ciągu trzech dni. Porwali także 8 Południowych Koreańczyków, ale po kilku godzinach ich uwolnili.

Wielu komentatorów w USA podkreśla, że najnowsze krwawe walki w  Iraku to już nie sporadyczne starcia z niedobitkami reżimu albo islamskimi ekstremistami z zagranicy, tylko regularna wojna z irackim ruchem oporu.

Administracja Busha nie zgadza się z taką oceną. Twierdzi, że sytuacja w Iraku jest pod pełną kontrolą wojsk koalicji.

"Przeważająca większość narodu irackiego przeciwstawia się tym, którzy atakują nasze wojska. Tym, którzy sprzeciwiają się przejściu irackiego społeczeństwa do samorządności, nie pozwoli się wykoleić tego procesu. Wojska amerykańskie są w ofensywie. Nie pozwolimy na zahamowanie marszu do lepszego życia dla 25 milionów Irakijczyków" - powiedział w środę wieczorem minister obrony USA Donald Rumsfeld.

Rumsfeld i szef sztabu sił zbrojnych USA gen. Richard Myers powiedzieli, że Armia Mahdiego liczy ogółem od tysiąca do 6 tysięcy ludzi. Myers dodał jednak, że nie jest jasne, czy tam, gdzie Sadr próbuje wzniecić powstanie, działają tylko jego bojówki, czy także jakieś inne ugrupowania.

em, pap