Kim prosi o pomoc (aktl.)

Kim prosi o pomoc (aktl.)

Dodano:   /  Zmieniono: 
Phenian zwrócił się o pomoc do Czerwonego Krzyża i sąsiadów, po potężnej katastrofie kolejowej, w której - według oficjalnych danych - zginęło 54 osoby, a 1249 zostało rannych.
Liczba ofiar śmiertelnych nie jest ostateczna i może jeszcze wzrosnąć - zastrzegł północnokoreański oddział tej organizacji, który wraz z miejscowymi władzami na miejscu ocenił rozmiar szkód. Niewykluczone, że liczba ofiar została zaniżona. Irlandzki pracownik organizacji humanitarnej, powołując się na północnokoreańskie władze oznajmił, że zginęło 150 osób. Wcześniej południowokoreańskie media informowały, że mogło zginąć lub zostać rannych nawet do 3 tys. ludzi.

Rozbieżne są też i inne dane, dotyczące katastrofy. Według oficjalnych szacunków, efektem katastrofy na stacji kolejowej w Ryongchong, oddalonej o 20 kilometrów od granicy z Chinami, całkowitemu zniszczeniu uległo też 1850 mieszkań, a częściowemu 6350. Dwanaście budynków zostało zrównanych z ziemią. Tymczasem chińska agencja prasowa Xinhua twierdzi, że eksplozja zniszczyła 8 tys. mieszkań.

Katastrofa na stacji w Ryongchon, oddalonej o 20 km od granicy z Chinami, do której doszło w czwartek około godz. 13.00 (godz. 6.00 czasu polskiego), została spowodowana przez pociąg przewożący materiały wybuchowe, prawdopodobnie dla górnictwa - twierdzi rzecznik Czerwonego Krzyża w Pekinie Jim Sparrow po rozmowie z przedstawicielami tej organizacji w Korei Północnej. Wcześniej południowokoreańska agencja prasowa Yonhap, która powołała się na źródła w chińskim mieście Dandong na granicy z Koreą Północną, i chińska Xinhua informowały, że zderzyły się dwa pociągi, wiozące gaz i benzynę. Przyczyną wypadku miał być wyciek azotanu amonu. Tymczasem Agencja ITAR-TASS podała, powołując się na MSZ Korei Płn., że zapalił się i eksplodował proch strzelniczy stosowany do budowy kanałów do sztucznego nawadniania pól, a japońska agencja Kyodo, za - jak twierdzi północnokoreańskimi źródłami rządowymi, poinformowała, że doszło do awarii elektrycznej spowodowanej przez niedbalstwo.

Wybuch nastąpił na głównej magistrali kolejowej łączącej Koreę Płn. z Chinami, którą przewożona jest chińska pomoc zaopatrzeniowa dla Phenianu.

Po wypadku ruch na trasie praktycznie nie został wstrzymany. Już w kilka godzin po katastrofie do Phenianu przybył pasażerski pociąg ze stolicy Chin, a w piątek rano, zgodnie z rozkładem, wyjechał pociąg w trasą powrotną. Wynikałoby z tego, że  zniszczenia w rejonie wypadku nie są aż tak duże, by uniemożliwić ruch kolejowy. Jednak według południowokoreańskiej telewizji, która powołuje się na biznesmenów z przygranicznego chińskiego miasta Dandong, pociągi nie są odprawiane na granicy.

Po czwartkowej tragedii, wiele państw i organizacji zaoferowało pomoc Korei Południowej. Oprócz Czerwonego Krzyża, do którego zwróciły się same władze północnokoreańskie, gotowość dostarczenia środków medycznych zadeklarowała Światowa Organizacja Zdrowia (WHO). Szef jej biura w Phenianie dr Eigil Sorensen przyznał, że WHO nie  otrzymała jeszcze potwierdzenia o tragedii od władz północnokoreańskich. Phenian przyjął też ofertę pomocy ze strony ONZ. - Na miejsce wypadku pojedzie misja reprezentująca różne agendy ONZ-owskie - podał rzecznik Światowego Programu Żywnościowego (WFP).

Wcześniej rząd w Phenianie poprosił także o pomoc władze w Seulu i Pekinie. Chińskie Ministerstwo Spraw Zagranicznych oznajmiło w komunikacie, że Pekin jest gotów udzielić pilnej pomocy i "przywiązuje do tego wydarzenia dużą wagę". Zleciło już misjom dyplomatycznym uruchomienie mechanizmu reagowania w sytuacjach nadzwyczajnych.

Również p.o. prezydenta Korei Południowej Goh Kun polecił podległym agendom rządowym niezwłoczne przygotowanie pomocy humanitarnej dla Korei Północnej.

Początkowo władze Korei Północnej i północnokoreańskie milczały na temat katastrofy, a nawet - jak informowała wcześniej telewizja w Seulu - w jej rejonie wprowadziły rano stan wyjątkowy i prawdopodobnie odcięły z nim międzynarodową łączność telefoniczną, aby uniemożliwić przedostanie się w świat informacji o eksplozji. Jednak stopniowo Phenian "półgębkiem" zaczął przyznawać, że do niej doszło, zwracając się o pomoc na zewnątrz. Pewnym potwierdzeniem było także i to, że tamtejsze media, informując w czwartek o trzydniowej wizycie północnokoreańskiego przywódcy Kim Dzong Ila w Pekinie, z naciskiem powtarzały, że wrócił on bezpiecznie do Phenianu. Dziewięć godzin przed eksplozją tą samą trasą przejechał bowiem pociąg z powracającym do kraju Kim Dzong Ilem (który nigdy nie lata samolotem). W ocenia Seulu wybuch nie był jednak próbą zamachu na jego życie, a jedynie rezultatem wypadku.

Po południu w piątek - jak oznajmił rosyjski minister spraw zagranicznych Siergiej Ławrow - Phenian przyznał Rosji, że na terytorium Korei Północnej doszło do katastrofy kolejowej, po tym jak Moskwa zadeklarowała, że "jest gotowa udzielić pomocy przy likwidacji następstw katastrofy kolejowej, jeśli strona północnokoreańska się o to zwróci".

Tuż po katastrofie telewizja BBC pokazała zdjęcia satelitarne i zamieściła je na swojej stronie internetowej. W 18 godzin po wybuchu nad obszarem Ryongchon unosiły się jeszcze wielkie kłęby dymu.

em, pap