Bush w arabskiej telewizji (aktl.)

Bush w arabskiej telewizji (aktl.)

Dodano:   /  Zmieniono: 
Prezydent USA George W. Bush przed kamerami dwóch arabskich stacji telewizyjnych - Al-Arabiji i sponsorowanej przez USA Al-Hurry potępił przypadki dręczenia jeńców przez amerykańskich żołnierzy w Iraku i obiecał ukarać winnych.
W wywiadach adresowanych do świata arabskiego, Bush powiedział, że maltretowanie więźniów przez amerykańskich żołnierzy w Iraku było "odrażające" i sprzeczne z amerykańskimi wartościami. Jednak, jak zauważyła agencja AP, nie zdecydował się na wyraźne przeprosiny.

Naród iracki "musi zrozumieć, że to, co działo się w tym więzieniu, nie reprezentuje Ameryki, jaką ja znam" - powiedział w arabskojęzycznej telewizji Al-Hurra, nawiązując do doniesień o dręczeniu i poniżaniu Irakijczyków przetrzymywanych w więzieniu Abu Ghraib pod Bagdadem.

Żołnierze, którzy dręczyli więźniów "nie reprezentują Ameryki" -  powtórzył w panarabskiej telewizji Al-Arabija nadającej z Dubaju w  Zjednoczonych Emiratach Arabskich. "Sprawiedliwości stanie się zadość" - zapewnił. "To jest wolny kraj. Nie tolerujemy tego rodzaju nadużyć" - dodał.

Popularna w świecie arabskim Al-Arabija nadała większość wywiadu po angielsku, bez ingerencji redakcyjnych, a potem wyciszyła głos Busha i puściła streszczenie jego słów po arabsku. Finansowana przez USA Al-Hurra, uważana w świecie arabskim za telewizję propagandową, wyemitowała wywiad z nałożonym na głos prezydenta wiernym tłumaczeniem arabskim.

"Irakijczycy powinni też zrozumieć, że w demokracji nie wszystko jest doskonałe i zdarzają się błędy. Ale w demokracji błędy zostaną zbadane, a ludzie postawieni przed obliczem sprawiedliwości" - powiedział Bush w Al-Hurrze.

Przyznał, że po raz pierwszy o zarzutach w sprawie złego traktowania irackich więźniów słyszał w styczniu i że amerykański rząd jest w trakcie sprawdzania tych oskarżeń.

Potwierdził też swoje poparcie dla ministra obrony Donalda Rumsfelda. "Oczywiście, nadal mam pełne zaufanie do sekretarza obrony" - podkreślił. Wcześniej dymisję szefa Pentagonu wykluczył rzecznik Białego Domu, Scott McClellan, pytany, czy Rumsfeld nie powinien odejść w następstwie informacji o torturowaniu Irakijczyków przez żołnierzy USA.

W Al-Arabii Bush zapowiedział, że wojska amerykańskie zostaną w  Iraku, dopóki nie skończą swej misji. "Chcemy pomóc Irakowi. Podjęliśmy się tego. Stany Zjednoczone dotrzymają obietnicy, ponieważ wierzą w wolność" - podkreślił.

Zapowiedział też, że to Irakijczycy, a nie Amerykanie powinni się zająć radykalnym duchownym szyickim Muktadą al-Sadrem. "Powinni się nim zająć obywatele iraccy, którzy mają już dość okupowania przez niego najświętszych miejsc" - ocenił amerykański prezydent.

Wywiady Busha dla arabskich telewizji zapowiedziała we wtorek doradczyni prezydenta ds. bezpieczeństwa narodowego Condoleezza Rice. Sama w telewizji Al-Arabija wyraziła głębokie ubolewanie z  powodu przypadków dręczenia jeńców w Iraku. "Bardzo przepraszamy za to, co stało się tym ludziom i co musiały odczuwać ich rodziny. Tak po prostu nie można. Dotrzemy do sedna tego, co się stało" - oświadczyła, zapewniając, że winni zostaną ukarani. "Oczywiście, ludzi trzeba aresztować, gdy zrobią coś złego, ale powinni być traktowani z godnością" - dodała.

"Przybyliśmy do Iraku, by pomagać i wyzwolić naród tego kraju. Przybyliśmy, by budować szkoły, szpitale i naprawdę chcemy, by  zdjęcia Amerykanów pokazywały ich, jak pomagają Irakijczykom" -  podkreśliła.

Również Donald Rumsfeld określił w telewizji ABC zachowanie żołnierzy jako "nieamerykańskie", ale podobnie jak Bush nie złożył wyraźnych przeprosin. Zapytany, czy chciałby przeprosić naród iracki, Rumsfeld powiedział: "Mój Boże, każdy Amerykanin, który widział te zdjęcia, musi odczuwać potrzebę przeproszenia narodu irackiego, wobec którego dopuszczono się tych nadużyć i zdać sobie sprawę, że jest to nie do przyjęcia i nieamerykańskie". Rumsfeld starał się jednak przedstawiać takie przypadki jako "odosobnione incydenty". Nie wykluczył przyznania odszkodowań finansowych niektórym ofiarom maltretowania.

Obiecał też "podjęcie wszelkich niezbędnych kroków w celu pociągnięcia do odpowiedzialności tych, którzy naruszyli kodeks zachowania w wojsku i nadużyli zaufania pokładanego w nich przez naród amerykański".

W środę amerykański generał Geoffrey Miller, kilka dni temu mianowany na szefa systemu penitencjarnego w Iraku, publicznie przeprosił naród iracki w związku z ujawnieniem przypadków dręczenia jeńców w tym więzieniu.

"W imieniu mojego personelu chciałbym publicznie przeprosić naród iracki za niewielką liczbę dowódców i żołnierzy, którzy naruszyli nasze reguły i prawdopodobnie popełnili akty przestępcze" -  powiedział generał dziennikarzom, zaproszonym przez koalicję do  odwiedzenia więzienia Abu Ghraib. "Osobiście gwarantuję, że więcej się to nie powtórzy" - zapewnił.

W środę przed główną bramą więzienia Abu Graib, symbolu represji w czasach reżimu Saddama Husajna, zgromadziły się setki osób, przybyłych tu na apel komitetu ulemów sunnickich. Tłum wykrzykiwał hasła antyamerykańskie, skandując m.in.: "Jeśli nie uwolnicie kobiet, ogłosimy [świętą wojnę] dżihad". Wznoszono też transparenty z napisami: "Abu Ghraib świadectwem amerykańskiego barbarzyństwa", "Żołnierze USA, wracajcie do domu do swoich rodzin, ten kraj należy do Irakijczyków".

W przemówieniu do tłumu, szejk Abdel Salam al-Kubaisi z komitetu ulemów (muzułmańskich uczonych) zażądał ukarania winnych złego traktowania więźniów, wezwał też adwokatów, organizacje praw człowieka i rodziny do przyjścia z pomocą osobom przetrzymywanym w Abu Ghraib. Zażądał ponadto powołania niezależnej komisji, złożonej z Irakijczyków bez powiązań politycznych, która zajęłaby się sprawą więźniów. "Odpowiedź na te postulaty przyczyni się do uspokojenia sytuacji" - podkreślił.

Inny członek komitetu ulemów, szejk Ammar Zibai, powiedział AFP, że "Amerykanie wysłali kogoś do ulemów, by zapoznać się z ich żądaniami".

oj, em, pap